niedziela, 23 stycznia 2011

Najlepsza impreza roku 2011 (jak dotąd) - proszę o więcej!!!

Trochę uzewnętrznień moich
Jak kiedyś mówiłam, 2010 rok nie należał do najbardziej udanych. 2011 jak na razie jest bardzo fajny i jeśli tak dalej pójdzie, to będzie naprawdę super! Weekend minął mi pod znakiem najlepszej imprezy, na jakiej byłam od baaaaaaardzo dawna. Było nawet lepiej niż na Sylwestra, choć ekipa i miejsce to samo! Co mnie bardzo cieszy, to zmiany jakie widzę w sobie. Pracuję nad odwagą, otwartością do ludzi, spontanicznością. Niestety miałam z tym zawsze problemy, ale jest postęp. Jak może pamiętacie, na Sylwestra niemal wszyscy ludzie byli mi nieznani, a mimo to bawiłam się świetnie. Tym razem było podobnie, choć nie byli oni już tak bardzo obcy. Cieszę się, że mam nowych znajomych i cieszę się z tego, że potrafiłam się w tej sytuacji odnaleźć, bo choć brzmi to może dziwnie, jeszcze rok temu nie byłabym w stanie się wyluzować na imprezie, na której nikogo nie znam. Inna sprawa, że nie ze wszystkimi ludźmi jesteśmy w stanie nawiązać kontakt, choćbyśmy się nie wiem jak starali, a inni nadają po prostu na naszych falach :) Tyle z uzewnętrzniania.
Trochę o ciuchach i włosach
Znana wam już sceneria akademikowa wymaga dużej dozy wygody w stroju, stąd wybór padł na takie, a nie inne ciuchy. Spodnie, dłuższa bluzka, obowiązkowo ze sporym dekoltem (dla mnie nie ma opcji iść na imprezę bez dekoltu :P) plus wygodny, nie za gruby sweterek. Z całego zestawu nowy jest jedynie top, który kupiłam za 9 zł w New Yorkerze. No i może jeszcze fryzura - kiedyś już podobną miałam, ale z warkoczykiem mojego wykonania, którego uroda była wątpliwa. Tym razem pomogła mi mama i efekt był moim zdaniem świetny. 

Powiem szczerze, że to co widzicie na poniższych zdjęciach to to, w czym najlepiej ostatnio się czuję. Strój musi być wygodny, prosty, lekko rockowy i lekko kobiecy. Oraz z przewagą czerni. Czasem z zazdrością patrzę na inne szafiarki, ubrane albo kolorowo, albo stonowanie, ale np w beżu. Myślę sobie, może ja też spróbuję? I niestety, nie czuję się wtedy dobrze. 

Zdjęć jest trochę, bo nie wiedziałam które wybrać :) Część robiłam w domu tuż przed wyjściem, część to "mini sesja na bloga" w trakcie imprezy, a część to zupełnie spontaniczne zdjęcia.

 
 
 
 
 
 
 

Jeśli chodzi o make up, to jest on w zasadzie dość zwyczajny, (takiego fioletu używam ostatnio codziennie) jedynie co zrobiłam dodatkowo to krechy eyelinerem. Powiem szczerze, że uwielbiam taki efekt, mam kilka eyelinerów, ale nie lubię ich używać, z tego względu, że jest to precyzyjna robota, łatwo coś spierdzielić i trochę trwa także na co dzień nie mam do tego serca. Z resztą kiedyś używałam często, ale mi się odmieniło. Natomiast jak wybieram się gdzieś to staram się jednak chwilę pomęczyć przed lustrem BO WARTO!! P.S. Nienawidzę zoomu na twarz, widać każdą niedoskonałość, każdy włosek, eh...

Top Music is my soulmate - New Yorker
Sweterek - Dunnes stores, sh
Torba - sh
Spodnie - New Yorker
Kolczyki - Rossmann btw! Zgubiłam jednego na imprezie!! ;(

czwartek, 20 stycznia 2011

Tym razem czerwona zebra

Hej :) Znów motyw zwierzęcy u mnie na blogu, ostatnio w każdym poście się coś pojawia. Zdjęcia robione w biegu, 2 minuty przed tramwajem, post także wystawiam w małym okienku czasowym, jakie dziś mam. Sądzę, że tuniko-koszula jest godna prezentacji, choć uświadomiłam sobie, że na żadnym zdjęciu nie widać tego, że jest przeźroczysta (może trochę na przedostatnim). Otóż jest! Kupiłam ją już dość dawno w sh, jednak od razu widziałam ją z czarnymi rurkami, a ponieważ takie spodnie mam od niedawna, dopiero teraz pojawił się z nią zestaw. Zadziornego charakteru całości dodają buty DIY + pieszczoszka, której tu nie widać, ale znacie ją doskonale. Sprzątając ostatnio szafę z biżuterią odnalazłam starą, niegdyś ukochaną przypinkę oraz nowszą broszkę, której jeszcze nie nosiłam. Idealnie wpasowała mi się do poniższego zestawu. Warto wspomnieć jeszcze o nowej torbie, która w zasadzie należy do mamy, ale co jest jej, jest i moje :] Jest trochę za duża na co dzień, ale wczoraj był mój jedyny dzień zajęć na UAMie, więc miałam co do niej włożyć. Sweter też powinniście znać, bo noszę go naprawdę sporo, choć ostatnio staram się też zakładać inne. 

Brr, jak patrzę na te zdjęcia, to sobie uświadamiam, że wizyta u fryzjera musi nastąpić niezwłocznie!! Włosy mi się tragicznie układają. W ogóle wyglądam na bardzo zmęczoną, co z resztą jest faktem, ale miałam nadzieję, że make-up to zatuszuje. Muszę nad nim popracować ewidentnie ;)

P.S. Zamontowałam sobie na blogu Linkwithin, który pod każdym postem pokazuje propozycję 3 innych postów. Nie podoba mi się, że nie mogę decydować jakich postów nie będzie proponować, bo niektóre, stare z mojego bloga są kiepskie, teraz już wiem dlaczego były  kiedyś krytykowane itd. Nie chcę ich jednak usuwać, na pamiątkę. Także proszę, abyście nie oceniali mnie takiej jaka jestem teraz, przez pryzmat tego jaka byłam kiedyś, jeśli traficie na jakiś starszy, marny post :)
 
 I na sam koniec kolczyki. Nie zrobiłam wczoraj dobrego zdjęcia z nimi, więc pokazuję wam takie z kwietnia. I co najlepsze, chyba od tamtego kwietniowego dnia nie miałam ich więcej na sobie!! :O

Tunika w zebrę - sh, John Richmond (nie znałam gościa wcześniej, ale jak weszłam na jego stronę to popadłam w zachwyt!)
Sweter - sh, atmosphere
Spodnie - New Yorkek
Kolczyki - Rossmann :)
Broszka - Rossmann :)
Buty - sh,DIY
Płaszcz - sh, Nuuk
Torba - sh

wtorek, 18 stycznia 2011

Pantera na koszulce, ćwieki na sweterku

Bardzo lubię swoją pracę. Nie jest to coś, co będę robić całe życie, bo przecież nie chcę skończyć jako kelnerka. Jednak jako zajęcie dla studentki sprawdza się doskonale. W zasadzie nie samo kelnerowanie sprawia mi przyjemność, do pracy lubię chodzić ze względu na współpracowników! Mam fantastycznych kucharzy, świetnego szefa i przesympatyczne  współ-kelnerki. Ostatnio dwie niestety odeszły, ale za to pojawiła się nowa, świeża krew, osoba tak specyficzna i ciekawa, że aż chce się z nią spędzać czas bez końca! 

Gdy jest się zmuszonym przebywać przez 12 godzin tylko w 2, chwilami w 3 osoby, zaczyna się rozmawiać o rzeczach, o których normalnie się nie rozmawia. Nawiązują się więzi bardzo rodzinne, swobodne. Nie sposób przez cały dzień ukryć nerwów, euforii czy innych emocji, które nami targają. Nie sposób cały dzień rozmawiać o pogodzie. Praca to mój drugi dom, choć przebywam tam tylko w weekendy. Za to z ekipą spotykamy się również poza restauracją, np. na bilardzie, o którym już parę razy pisałam.

W związku z powyższym pomyślałam, że kiedyś na blogu pojawi się coś związanego z moją pracą, bo jest ona ważną częścią mojego życia, jednak dziś tylko namiastka w postaci zdjęć zrobionych przed restauracją przez kucharza. Tylko potwierdzają one, że nie mam szczęścia do fotografów i właściwie tylko jedna, dwie osoby robią mi zadowalające zdjęcia na bloga. Tak więc sorry za jakość fotek, ujęcia, bla bla bla

Strój bardzo zwyczajny, codzienny. W końcu tylko na drogę do pracy i z powrotem (na miejscu się naturalnie przebieram w co innego). Chciałabym zwrócić uwagę na nowe spodnie, które chyba są najlepszymi, jakie dotąd miałam. Wyprzedziły nawet moje ukochane, stare, czarne rurki. Dorwałam je za 39 zł w New Yorkerze! To zdecydowanie mój ulubiony sklep za sprawą świetnych obniżek i niebanalnych ciuchów. Spodnie z przodu zrobione są z delikatnie połyskującego, czarnego materiału, od tyłu to zwykłe, ciemne dżinsy. Sweterek to jeden z najświeższych łupów w sh, zdobył me serce tymi małymi ćwieczkami, których na nim pełno!! Torebka ta sama co w poprzednim poście. Buty noszę na okrągło. Zwracam uwagę, że są zrobione z zamszu (czy czegoś takiego), więc lampa błyskowa parszywie uwidacznia wszystkie ich felery, których na co dzień nie widać!

W ramach postanowienia, że będę codziennie nosić inną biżuterię (poczynionego po wysprzątaniu szafki z biżuterią i odkryciu maaasy zapomnianych rzeczy), mam na sobie te same kolczyki, te same pierścionki i tą samą pieszczoszkę co każdego dnia od dobrych 2 tygodni :]

 
 
 
  
 Spodnie - New Yorker
Sweterek - Dunnes Stores, sh
Top z panterą?- Denim CO, sh
Torebka - Dunnes Stores, sh
Buty - Deichmann
Płaszcz - Nuuk, sh

sobota, 15 stycznia 2011

Probably the most beautiful skirt in... my closet

Ostatnio udało mi się kupić sporo fajnych rzeczy w sh. Dwa świetne swetry, dwie bluzy (ostatnio znów zaczynam je lubić) no i tą spódniczkę. Jest tak piękna, że nie mogę się napatrzeć! Mam nadzieję, że wam też się spodoba. Zestawiłam ją z czarnymi rzeczami, żeby była ładnie wyeksponowana, choć można pomyśleć nad innymi połączeniami, tak na przyszłość. Chodziło za mną parę tematów do poruszenia na blogu, jednak tak się składa, że jak usiadłam do kompa to wena sobie poszła. Nadrobię kiedy indziej! Tymczasem czekam aż przyjdą mi nowe akumulatory do aparatu, bo te co miałam w domu są beznadziejne i się do niczego nie nadają :/

Chyba trochę za małe zdjęcia mi wyszły, ale już mi się nie chce na nowo kadrować. Chcę się w końcu położyć o normalnej godzinie, bo ostatnio wychodzi mi koło 2-3 w nocy!! Miłej niedzieli życzę!! :)

 
 
 
 
 
 
 
Spódniczka - Dunnes Stores, sh (nowiutka, a tylko 7zł!)
Top - H&M
Sweterek - sh
Płaszcz - Nuuk, sh
Szal - staaary, nie wiem
Pierścionek jajo - New Yorker
Pieszczoszka - Six
Kolczyki - Cropp
Torebka - sh (TU ZBLIŻENIE)

piątek, 14 stycznia 2011

Podsumowanie roku 2010 - wiele zdjęć, wiele wspomnień!

Chociaż rok 2011 ma już niemal dwa tygodnie, to w skali 12 miesięcy i tak jest to dopiero jego początek. Dlatego jeszcze nie jest za późno na podsumowanie 2010 roku. W większości pokazuję wam poniżej zdjęcia, których jeszcze nie widzieliście, co nie oznacza, że są one jakieś super, raczej przeciwnie. W ogóle wybierając foty do tego posta zmartwiłam się, że mam naprawdę mało jakościowo dobrych. I nie mówię tu nawet o jakości wynikającej z rodzaju aparatu, lecz o ujęciach, kompozycji, ciekawym przedstawieniu sytuacji itd. Poprawa zaczyna się mniej więcej od września, kiedy to zainteresowałam się bardziej fotografią i tym jak robić ciekawe zdjęcia, choć do efektu jakiego bym chciała mam jeszcze baaaaaaardzo daleko (nie mówiąc o efekcie idealnym - lata świetlne!). Na dodatek na wszelkich uroczystościach rodzinnych nie ma mi kto robić zdjęć, nad czym boleję, ale nic nie poradzę.

Na rok 2011 mam wiele marzeń i planów, jednak pozostając w tematyce blogowej życzyłabym sobie dalszych postępów w dziedzinie stylu oraz więcej chętnych fotografów w moim otoczeniu, aby blog, który jest dla mnie przyjemnością, mógł dawać mi coraz więcej satysfakcji! 

Tymczasem mam nadzieję, że niniejszy post wam się spodoba :) Uwaga! Dużo zdjęć!
____________________________________________________________________

STYCZEŃ 
 (a właściwie to koniec grudnia 2009, ale nie miałam zdjęć ze stycznia :])
Tradycyjne spotkanie z Han i Alice u mnie w domku. Oczywiście przy grzanym winie!

LUTY
W lutym mam urodziny. Jednak żadnych ciekawych zdjęć z tego dnia nie mam. Mam jednak zdjęcia prezentu, jaki zrobiłam sama sobie - tragusa. Luty to także walentynki. Wybrałam się z chłopakiem do The Mexican - już nieraz mówiłam, że kocham to miejsce!

MARZEC
 Marzec to pierwsze oznaki wiosny, radość w powietrzu i coraz lżejsze rzeczy na sobie. Mój pierwszy zestaw na blogu w wiosennych ciuchach i pierwszy tak dobrze przez was przyjęty (TU POST). Nabrałam wiatru w żagle!

KWIECIEŃ
Kwiecień to przede wszystkim Wielkanoc, która w 2010 udała się naprawdę sympatycznie i rodzinnie. Jeśli chodzi o ciuchy - pierwsze wyjścia bez płaszcza/kurtki, za to w grubym swetrze (TU POST). Nie sądziłam wtedy, że ten czarny stanie się moim ulubionym w tegorocznej zimie.
 

MAJ
W tym miesiącu wydarzyło się wiele, mam również zdjęcia dokumentujące to. Po pierwsze urodziny mojej mamy. Pamiętam ten dzień dokładnie. Cały tydzień padało, a dokładnie w urodziny wyszło słońce. Poszliśmy na obiad do Mexicany, następnie zrobiliśmy z rodzicami długi spacer po Starym Rynku i okolicach
 W maju urodziny ma również Alicja. Poniżej widzicie, jak byłam na jej imprezie ubrana (TU POST). Obok występuję ja w charakterze konia. Jeźdźcem jest moje Słońce, chrześniaczka Helenka
 Niestety pod koniec maja umarł taki człowiek, jakich nigdy się nie zapomina i nigdy nie udaje się odżałować. Był to mój promotor, przewspaniały człowiek. Wierzcie mi, nieczęsto się zdarza tak pokochać profesora z uczelni. Raczej się ich nie lubi, prawda? A my go kochaliśmy i do dziś bardzo często go wspominamy!
 
CZERWIEC
Co można robić w czerwcu? Byczyć się, spacerować (TU POST), rozkoszować przyrodą i... jeździć rowerem!! Może nie mówiłam o tym na blogu, więc nie wiecie, ale kocham rower i wycieczki. Całe lato codziennie gdzieś jeździłam, również do pracy. Gdy przyszły zimne dni, nie mogłam się przestawić na MPK :/
 

LIPIEC
Pamiętacie lipcowe upały? Żyć się nie chciało! Przyznam, że zmarnowałam sporo czasu, bo nie miałam po prostu sił się ruszyć z tapczanu. Poniżej wypad na Stary Rynek, wieczorem, gdy teoretycznie powinno być chłodniej. Ale o ile pamiętam, wracałam koło północy i myślałam, że nie wytrzymam z gorąca. To była przesada, niestety...(TU I TU POST)
W lipcu mój tata ma imieniny i urodziny. Gdzie mogliśmy je świętować, jak nie w The Mexican? 
Jednak w lipcu najważniejszy był wyjazd w góry. Kosztował mnie on mnóstwo nerwów zanim pojechałam, jednak pobyt wszystkie je wynagrodził. Było fantastycznie! Ale jak może być inaczej, skoro kocham Tatry i Zakopane całym sercem?? (TU POST O GÓRACH)
 

SIERPIEŃ
W sierpniu moja siostra urodziła swoje trzecie dziecko, Maksa. Poniższe zdjęcie jest pamiątką po wyjściu z pozostałą dwójką na Stary Rynek. Szwagier był oczywiście z siostrą, a ja wzięłam w tym czasie dzieciaki i wraz z babcią poszliśmy na lody bez ograniczeń - w końcu było co czcić! (TU POST Z CHRZTU MAKSA)
 Na poniższym zdjęciu uwieczniony spacer, spontaniczny i bez okazji (TU POST). Bardzo spodobała wam się moja maxi dress i ja wam się nie dziwię!!

WRZESIEŃ
Wrzesień to miesiąc zmian w życiu osobistym. To również miesiąc, w którym spędziłam jedne z lepszych 4 dni życia! W Karkonoszach byłam prawie po raz pierwszy i na pewno jeszcze wrócę! A na wspomnienie moich kochanych dziewczyn, robi mi się gorąco na sercu! (TU POST Z KARKONOSZY)
 We wrześniu pierwszy raz stanęłam przed lustrzanką. Nie była to profesjonalna sesja, ale była najlepsza jaką dotąd miałam. Uwielbiam zdjęcia z tego dnia. (MOJE ULUBIONE ZDJĘCIA TU)

PAŹDZIERNIK
W październiku było kolejne spotkanie z Han i Alice (właściwie to nawet dwa - TU 1 i TU 2). Ponadto mój pierwszy raz na bilardzie, zaowocował dużą sympatią do tego typu rozrywki (TU POST Z BILARDA). Powtarzałam już kilkakrotnie:) W październiku doszłam również do pewnych wniosków dotyczących mojego stylu, które zaowocowały zmianami, które nawet wy zauważyliście :)
 

LISTOPAD
Wiadomo, Wszystkich Świętych. Poniżej ja z moją kochaną mamą u cioci we Wrześni. Zawsze po odwiedzinach u zmarłych idziemy na obiad z rodziną.
 Na początku listopada byłam także na imprezie w akademiku (TU POST), którą będę długo wspominać. Była fantastyczna. Dzień wcześniej spełniłam swoje kolejne, acz nie ostatnie, marzenie dotyczące piercingu - zrobiłam kółko w nosie.

GRUDZIEŃ
Ostatni miesiąc był obfitujący w wydarzenia. Po pierwsze kupiłam aparat cyfrowy, co sprawiło mi nieziemską radość i z pewnością przyczyni się do poprawy jakości bloga! Po drugie - spotkanie z Hanią i Alą, następna odsłona (TU POST). Ciekawe kiedy następna. Pewnie niebawem!
Co jeszcze? Urodziny mojej babci (zdjęcia w poście ON THE EDGE) Boże Narodzenie (TU MOJA WIGILIA), wizyta u rodziny, u babci...
Ukoronowaniem tegoż roku był oczywiście Sylwester (TU MÓJ SYLWESTER). Ośmielę się powiedzieć, że to był jeden z najlepszych w moim życiu (jeśli nie najlepszy). Poznałam mnóstwo ludzi, bawiłam się cudownie! Oby zawsze tak było! Nawet kac był stosunkowo łagodny! ;)
 
  
Nie powiem, żeby 2010 był super-udany. Owszem, jak widać, było wiele miłych chwil, jednak spotkało mnie również wiele przykrych zdarzeń, wiele zawodów (również na sobie samej), mam wiele gorzkich myśli. Pozostaję jednak dobrej myśli! 
 Oby nowy rok był jeszcze lepszy!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...