niedziela, 31 lipca 2011

Wyjazdy wakacyjne, Stary rynek, Malta, Dexter

Blog kuleje bez ulubionego fotorgafa, mój nastrój też! Niech was nie zwiodą moje uśmiechy, ja już tak mam, że do obiektywu się śmieję! Ale pociesza mnie myśl o nadchodzących wyjazdach. Już w czwartek dokonam chwilowego odwrotu od obecnych upodobań odzieżowych (kwiatki, falbanki, koronki, sukienki) oraz muzycznych (dubstep) na rzecz luźnych, czarnych spodni, dresu, bluz, mega total pełnego luzu oraz rocka ponieważ wybieram się na Woodstock! The Prodigy nadchodzi!! :D 

Następnie mam dobę na ogarnięcie się i... jadę na Bornholm! Moja kochana Han już tam jest prawie 2 miesiące i pracowicie zarabia kasiorę, a na ostatnie 5 dni dojeżdżam do niej wraz z Alicją i będziemy się wylegiwać na plaży (oby), pić pyszne drinki i gadać jak tylko baby potrafią! Już teraz mam Reisefieber, ale bardzo się cieszę na te wyjazdy.

Tymczasem co u mnie słychać? W zeszłą sobotę w Poznaniu odwiedziły nas ciocia i kuzynka, było bardzo fajnie! Najpierw poszliśmy rodzinnie na obiad do Mexicany (haha, już mi zbrzydła, serio!), następnie zjedliśmy u mnie w domu sernik upieczony przeze mnie wraz z mamą. Jesteśmy z niego dumne, bo to nasz drugi raz w życiu :)


Na sobie mam zwykłe dżinsy (Warehouse, sh), czerwoną bluzkę z falbanką tworzącą dekolt i rękawki (Atmosphere, sh), czarną marynarkę z pasiastą podszewką (Zara, sh), nowe buty oxfordy (może nie idealnie takie jak bym chciała, ale w sh się nie wybrzydza! Atmosphere) oraz już pokazywaną torbę (sh, Atmosphere). Do tego bransoleta z Zakopanego oraz ulubiona opaska na głowę (w zasadzie mini szaliczek zawiązany na kokardę).

W niedzielę poszłam z rodzicami na spacer wokół Malty. Myślałam, że jest zimno, a było przeraźliwie gorąco, myślałam, że się rozpuszczę! O ciuchach nawet nie wspomnę, bo miałam to głęboko w dupie, za przeproszeniem, nie chciało mi się nic, ani ubierać, ani malować, humor miałam podły. Spacer trochę pomógł, a kanapka z Subwaya to już w ogóle! Boże, jakie oni mają zajebiste kanapki!! Brak słów! 

Polubiłam fryzurę, którą widzicie na zdjęciach ze spaceru i z domu (z innego dnia). Wiem, wiem, uwidacznia odrosty. Ale fryzura jest świetna i szalenie prosta do wykonania, będę ją często praktykować! Do fryzjera na farbowanie mam nadzieję zdążyć jeszcze przed wyjazdami. W zasadzie to MUSZĘ zdążyć, bo wyglądam jak nie powiem co!!



A poniżej mój Stinki na stoliku. Przesłodki:)

Umieram bez Dextera, obejrzałam całego i me życie stało się puste ;) Próbowałam oglądać teraz kilka innych seriali, ale wszystkie mnie odrzucają, za bardzo jestem jeszcze pod wpływem Dexa. Polecacie może jakiś dobry kryminalny serial?

Dobranoc!

środa, 27 lipca 2011

Widziałam niedźwiedzia!! - czyli wizyta w stolicy!

Żeby nie tęsknić, staram się dużo działać. Całe dnie sprzątam, wychodzę na spacery, albo... oglądam Dextera. Tak, tak, wkręciłam się w nowy (dla mnie) serial i jak na razie wysunął się na prowadzenie - przebija Californication i Weeds! Ale może dlatego, że tamte mi się już parszywie znudziły? Pomysł na policjanta - mordercę jest moim zdaniem niesamowity, bardzo lubię też postać samego Dextera. Mało tego - uwielbiam wszystko co związane ze śledztwem, mordercami, psychopatami itd, dlatego ten serial to strzał w 10! 

A dziś? Z przyczyn zupełnie niezależnych ode mnie musiałam jechać do Warszawy. Pobudka przed 5 i jazda. Darmowy poczęstunek bardzo się przydał, bo nie zdążyłam zjeść śniadania ani nic wypić w domu. Potem załatwianie spraw, dla których tam jechałam, a następnie 2 godzinki na relaks, obiad i "zwiedzanie".

Szłam sobie na przystanek autobusowy na Pradze chodnikiem, podziwiałam widoczki gdy nagle... zobaczyłam niedźwiedzia!! Nie spodziewałam się, że mieszkańcy ZOO spędzają czas tak po prostu na widoku w centrum miasta, ale to naprawdę świetne! To moje najmilsze wspomnienie dzisiejszego dnia! (stałam tuż przy barierce, którą widać na zdjęciu, zwyczajnie na chodniku koło przystanku autobusowego:D)

Co mogłam zrobić przez dwie godziny w pobliżu Dworca Centralnego? Jedyna opcja - Złote Tarasy. Zeszłam je wzdłuż i wszerz, minęłam Magdę Cielecką (ah, stolica! haha tak serio to mam to zupełnie gdzieś, ale fajnie jest minąć kogoś znanego z tv), ucieszyłam się szalenie, gdy zobaczyłam sklep New Look (mój ulubiony z sh:P) i musiałam tam wejść! Kupiłam sobie, w charakterze pamiątki ze stolicy haha opaskę na włosy w słodkie wisienki za całe 5zł! Miałam tyyyyyle czasu, że z nudów weszłam do New Yorkera, który jest moim ulubionym sklepem jeśli chodzi o promocje i nie zawiodłam się! Zobaczcie jaką cudowną białą bluzeczkę wyhaczyłam za 9,90zł!

Na obiad poszłam do Wikinga. Szalenie polecam to miejsce, mają tanie i PYSZNE jedzenie! Skusiłam się na zapiekankę z kurczaka z warzywami, coś niesamowitego! Przed wyruszeniem w podróż powrotną pozwoliłam sobie na muffinka malinowego w Coffee Heaven i dużą gorącą herbatę. 

Większość dnia byłam sama, wiec nie miał mi kto zrobić zdjęć na bloga. Zrobiłam je sama, za pomocą samowyzwalacza po powrocie do domu, dosłownie przed chwilą, dlatego przepraszam za ich jakość oraz za mój umęczony wygląd! Strój, jak się domyślacie, miał być przede wszystkim wygodny! Postawiłam na kwieciste balerinki, wygodne spodnie 3/4, przeuroczą zieloną bluzeczkę z falbankami oraz moją zdecydowanie ulubioną, białą marynarkę. Na wszelki wypadek wzięłam też duży szal - całe szczęście!! Zestaw był idealny jak na pogodę w Warszawie. Nie było mi ani za ciepło, ani za zimno. Ale do cholery, co za idiota reguluje temperaturę w pociągach!!?? Całą powrotną drogę jechałam z zimnym nawiewem na nogi, całe 4h zamarzania! Gdyby nie rzeczony szal, mogłabym nie dojechać żywa!








Bardzo miło wspominam dzisiejszy dzień, choć był cholernie męczący. Najgorsze, że jutro znowu muszę wstać o 6, a jestem do tego kompletnie nieprzystosowana! Nie zaskoczę was zapewne mówiąc, że w ramach zasłużonego odpoczynku siadam do Dextera - kilka odcinków i spać! Dobranoc!

niedziela, 17 lipca 2011

Sukienka w jaskółki

Cóż za ironia losu - wczorajszy dzień był jednym z cudowniejszych, a zarazem jednym z trudniejszych w moim życiu. Dziś dalszy ciąg blogowania w celu oderwania myśli od tęsknoty. 

Byłam zaproszona z rodzicami na imieniny babci. Babcia mieszka tuż przy Starym Rynku, więc pomyśleliśmy, że przed kawą i słodkim u niej pójdziemy sobie na obiad do The Mexican - ot taki kaprys. Nie muszę chyba powtarzać, jak bardzo lubię to miejsce, jednak przyznam, że na początku wprawiało mnie w zachwyt, uwielbiałam je. Teraz już mi się odrobinę przejadło. Następnie był mały spacer z rodzicami wokół Rynku no i potem do babci.

Zdjęcia robił mój tata oraz samowyzwalacz. Niestety, ale mój ukochany (a przy okazji blogowy fotograf) wyjechał na nie wiadomo ile czasu, wprawiając mnie tym w rozpacz (dzisiejszy uśmiech na zdjęciach tylko dla niego!). Blog na pewno na tym ucierpi, ale tak naprawdę jest to zupełnie najmniej ważne w tym momencie. Niemniej od dziś proszę o wyrozumiałość dla kiepskich ujęć, kolorów, naświetlenia, obciętych nóg itd. itd. 

Przechodząc do tematów ubraniowych: sukienkę kupiłam zeszłej jesieni i jeszcze nie miałam okazji jej ponosić. Ma efektowny kołnierz, który jednak jest dość niewygodny w połączeniu z jakimkolwiek sweterkiem czy marynarką, dlatego nadaje się tylko na upalne dni (takie jak dziś!). Uważam generalnie, że sukienka jest przeurocza, słodka i kobieca, a zarazem dość elegancka.

Nie miałam dziś specjalnie weny do szykowania się, dobierania dodatków itd. Wszystko na szybko i wygodnie! 






Sukienka - New Look (sh)
Torebka - sh
Balerinki - Atmosphere (sh - te skórzane za 3zł o których pisałam TU)
Kwiat - Drogeria Natura

Miałam kiedyś fajną bordową torebkę. O taką (zdjęcie sprzed 3 lat):
I wyobraźcie sobie, że oddałam ją jakieś pół roku temu sądząc, że nigdy mi się taka retro torebka nie przyda. Niedługo potem zaliczyłam zmianę w stylu ubierania i dziś przydałaby mi się bardzo! Życie, eh. 

Życzę wszystkim przemiłego wieczoru i dobrego nastroju! 

piątek, 15 lipca 2011

Kokarda pod szyją

Jest mi dziś niesamowicie źle i smutno, a jutro będzie jeszcze gorzej. Mam tylko nadzieję, że od niedzieli zacznie być lepiej, choć nie będzie łatwo. To tyle na ten temat, nie mam zamiaru go rozwijać, po prostu chciałam to napisać. Żeby nie siedzieć bezczynnie i nie płakać, postanowiłam pokazać wam w co byłam ubrana na zakupach z rodzicami dwa tygodnie temu, podczas których dostałam stolik do pokoju. 

To był deszczowy i dość zimny dzień, więc zdecydowałam się na spodnie i białą marynarkę, którą bardzo lubię. To chyba moja ulubiona. Tuż przed wyjściem stwierdziłam, że coś zbyt banalny ten zestaw i sięgnęłam po szaliczek, który zawiązałam na kokardę. Już dawno widywałam taki pomysł w wielu miejscach, ale był zupełnie nie w moim guście. Teraz wprost przeciwnie. Torebkę miałam zwykłą, małą, czarną.

Na koniec poszliśmy coś zjeść i wybrałam sobie tatrę z owocami leśnymi. Matko, jaka ona była niesamowicie pyszna!

Wszelkie ewentualne uwagi krytyczne konstruktywne jak zwykle przyjmuję i akceptuję, ale proszę wrednych złośliwców o litość w zakresie komentarzy typu "wyglądasz do dupy". Obawiam się, że dziś moja psychika może tego nie wytrzymać.



Marynarka, top, szaliczek - sh
Spodnie - New Yorker
Buty - H&M

poniedziałek, 11 lipca 2011

Spożywczo - Pikantne trójkąciki z ciasta francuskiego

Witam, mam ochotę podzielić się z wami tym, co zrobiłam któregoś wieczoru spontanicznie na kolację mojej rodzinie. Mam już odruch, że jak coś gotuję, to fotografuję, a teraz przyszło mi na myśl, że wrzucę na bloga. Mam nadzieję, że komuś przypadnie do gustu ta propozycja. Uwaga! To raczej nie jest najzdrowsza i dietetyczna kolacja :)

Do przyrządzenia smakołyku potrzebne są:
 - ciasto francuskie (do kupienia w większości sklepów spożywczych. Można zrobić własne, oczywiście, ale ani mi się to śni!)
 - żółty ser (bardzo chciałam zrobić rogaliki z parmezanem, ma przeciekawy smak, ale to była spontaniczna kolacja, więc musiałam/chciałam zużyć to, co było w lodówce)
 - dobra wędlinka (ma trochę dziwny kolor na zdjęciach, ale uwierzcie, że była świetna!)
 - por
 - pomidor
 - przyprawy (ja użyłam duuuuużo pieprzu cayenne, oregano i bazylii)
 - jajo
 - na zdjęciu widać konfiturę, bo planowałam kilka rogalików zrobić na słodko, ale ostatecznie zrezygnowałam

Tak naprawdę ciasto można nadziać CZYM SIĘ CHCE! Ja użyłam tego, co miałam akurat w domu.



Co dalej?
 - Jeśli wasze ciasto francuskie było zamrożone, to zanim je rozwiniecie trzeba mu dać się rozmrozić - oczywiste.
 - W międzyczasie kroimy sobie warzywa na zgrabne kawałeczki. Wędlinkę porwałam palcami, a ser utarłam.  
 - Rozwijamy ciasto i kroimy na zgrabne kwadraty. Strona, którą ciasto przylega do papieru jest lepka. Polecam wam układać farsz na tej lepkiej stronie, bo potem rogaliki się łatwiej sklejają! Ja już kiedyś na to wpadłam, ale tym razem zapomniałam i miałam trochę problem. Brzegi dociskałam widelcem i też było ok.
 - Układamy po troszeczku każdego z elementów farszu na kwadratach ciasta, przyprawiamy według uznania
 - Zaginamy kwadraty na pół i zalepiamy brzegi. Trzeba uważać, żeby farszu nie było za wiele. Jest przy tym zaklejaniu trochę zabawy!
 - Rozbijamy jajo, odizolowujemy żółtko i pędzlem (ja nie mam, robiłam łyżeczką) aplikujemy je na rogaliki. Będą pięknie błyszczeć!



Pieczenie! Przyznaję, że piekłam na oko! Piekarnik miałam nagrzany do 200 stopni, włączyłam termoobieg i piekłam około, powtarzam, około 15 min. Tak naprawdę patrzyłam kiedy zrobiły się duże i brązowiutkie. To się nie ma prawa nie udać!


SMACZNEGO!!

P.S. NARESZCIE w moje ręce wpadła jakaś książka, wcześniej nie miałam czasu i kasy. W niemal jeden dzień łyknęłam Upiornego legata Chmielewskiej (jedna z lepszych, jakie czytałam tej autorki!) i znów nie mam co czytać. Ale jutro idę do koleżanki, która obiecała, że będę mogła przejrzeć jej biblioteczkę i wziąć co chcę. Już się czaję na Granice szaleństwa Alex Kavy oraz na Wielki marsz Stephena Kinga bo wiem, że to ma, jupi ;)

piątek, 8 lipca 2011

Kwiecisty gorsecik

Cieszę się niezmiernie, że poprzedni mój post (o second handach) został tak dobrze przyjęty! Miło mi, że treść jest dla was ciekawa i podobają się wam moje zdobycze! :*

Właśnie wróciłam po dwudniowej wizycie u siostry. Jestem wykończona, wszystko mnie boli od skakania na trampolinie i grania w badmintona z Rysiem i Helenką. Trójka dzieci jest bardzo absorbująca i nie miałam wiele okazji do rozmowy z siostrą, ale nie było źle. Najgorsze jest to, że ona mieszka pod lasem, trawy tam co nie miara i po prostu umieram przez alergię!! Tzn. teraz już lepiej, ale u niej psikałam bez przerwy, z nosa leciało, a oczy szczypią mnie do teraz :( 

Miałam straszną ochotę założyć tą kwiecistą bluzkę z poprzedniego posta. Okazało się, że moje brzoskwiniowe buty, miętowe spinki i czerwona pomadka idealnie do niej pasują. Gorzej z dobraniem spódnicy. Muszę jakąś kupić, bo z tą białą coś mi nie gra, nie jest to to, czego bym chciała! A co wy o tym sądzicie??




Zła jestem, bo w dość dużym pośpiechu się ubierałam i dopiero jak wyszłam z domu zauważyłam, że wystaje mi trochę stanik:( Nic nie poradzę, mam nauczkę na przyszłość! W ogóle bluzka okazała się dość niewygodna, podjeżdża wciąż do góry, bardzo szkoda. Ale i tak będę ją nosić, przeurocza jest!

Mama zrobiła mi ogromną przyjemność i ugotowała dla mnie zupę jagodową. Podawana jest oczywiście na zimno z ugotowaną na dość sztywno kaszką manną, pokrojoną w kostkę. PYCHA! Smak dzieciństwa! Taką samą będę robić moim dzieciom i wnukom:)

Kwiecisty top - Atmosphere, sh
Spódnica - sh
Torebka - sh
Buty - H&M
Pierścionek motyl - New Yorker
Kwiaty we włosach - H&M

wtorek, 5 lipca 2011

Jak kupować w second handach? + moje dzisiejsze zdobycze

Ponieważ zdecydowana większość ciuchów, jakie mam w szafie, pochodzi z second handu, pomyślałam, że zrobię post instruktażowy na temat kupowania w takich przybytkach. Nie uważam się za jakiegoś mistrza, nie chodzę też do lumpeksów często, mniej więcej raz na tydzień i jest to w 99% jeden konkretny sklep na moim osiedlu. Niemniej mam już dość spore doświadczenie, którym chcę się podzielić. 

Są dwie sytuacje, kiedy zaglądam do sh. Pierwsza to tuż po dostawie, druga to tuż przed nową dostawą, kiedy wszystko kosztuje 1-5zł, niestety rzeczy są już BARDZO mocno przebrane. Czasem jednak można znaleźć perełki, tak jak ja ostatnio: skórzane baleriny za 3zł, białe szpilki za 3zł, zielony top za 1zł, koszulę za 1zł, kwiecistą, fantastyczną bokserkę za 1zł, pasek za 2 zł itd, itd...to tylko efekt zeszłotygodniowej wizyty.


Druga sytuacja kiedy zaglądam do sh to poniedziałek lub wtorek kiedy jest dostawa. Zanim pokażę wam co upolowałam 2 tygodnie temu i dzisiaj, napiszę kilka moich wskazówek, jak skutecznie kupować w sh.

1.  KIEDY JEST DOSTAWA?
Co oczywiste, trzeba dobrze wiedzieć, kiedy są w naszym sh dostawy. Ja, jak już mówiłam, chodzę do sh w tych dniach, jednak nigdy od rana. Tak, tak, wiem, pewne rzeczy przechodzą mi koło nosa. Ale co z oczu, to z serca, nie widziałam, nie żałuję. "Mój" sh jest na tyle mały, że jak przyjdzie wiele osób na otwarcie, to kupowanie staje się niemożliwe. Tym bardziej, że są też ciuszki dla dzieci, na które polują matki z rozwrzeszczanymi dzieciakami i WÓZKAMI, tarasując każde możliwe przejście. Po południu jest już nieco luźniej i można iść na łowy.

2. JAK SZUKAĆ?
* Dobrze jest wiedzieć mniej więcej czego się szuka. Rzadko się zdarza, że wymarzona rzecz będzie akurat na nas czekała, warto jednak zastanowić się jakie kolory nas interesują, jakie materiały, wzory itd. i jak widzimy coś z daleka od razu do tego uderzać.

* Najpierw "skanuję" pomieszczenie w poszukiwaniu perełek, które od razu rzucają się w oczy, od razu biją po oczach swą oryginalnością i niebanalnością. Po zgłębieniu tematu przechodzę do systematycznego przeglądu całości.

* Zaczynam od wieszaka ze spódnicami i sukienkami. Następnie zmierzam do bluzek i topów, pod którymi wiszą sweterki. U mnie jest też wieszak z rzeczami różnymi - kamizelki, kurtki, dziwne narzutki. Tam można często znaleźć ciekawe egzemplarze, z którymi nie każdy wie, co począć. Do spodni i bluz idę najrzadziej. Warto jednak przejrzeć wszystkie wieszaki i boxy, bo ludzie są niefrasobliwi i odkładają ciuchy byle gdzie. Nieraz w pojemniku na ciuchy dla dzieci znalazłam fajne topy w normalnym, dorosłym rozmiarze itd.

* Każdą rzecz biorę do ręki i macam (tzn. nie zdejmuję z wieszaka, ale dotykam jak wisi). To co czuję, od razu mówi mi, czy dana rzecz wchodzi w grę czy jest wykluczona. Polyester jest ok, ale tylko taki "nowoczesny", miły w dotyku, porządny. Nienawidzę rzeczy wręcz plastikowych.

* Radzę od razu wszystko, co nam przypadnie do gustu, brać ze sobą. Pozostawienie ciucha na później grozi tym, że on nam po prostu zniknie. Zawsze możemy wszystko odwiesić po zastanowieniu. Czyli bierzemy ile się da (ale z głową!), a następnie oglądamy, przymierzamy, myślimy.

* Osobiście nie szukam (no chyba, że same mi wpadną w oko) w sh rzeczy basicowych. Uważam, że porządną bazę szafy można kupić w normalnym sklepie, nawet wydać więcej pieniędzy, wiedząc, że zbudujemy na jej bazie milion zestawów. Oczywiście kupuję także takie ciuchy w sh, bo się często trafiają, ale SZUKAM rzeczy oryginalnych, ciekawych, bajeranckich. Nawet takich, które będą pasować np. do jednej spódnicy. Za np 80 zł szkoda by mi było kupić taką rzecz w normalnym sklepie, za 5 zł już nie.


* Jeśli widzisz, że ktoś trzyma na rękach piękną rzecz, którą chętnie byś kupiła, nie spuszczaj tej osoby z oczu! Możliwe, że zrezygnuje z cudeńka, odwiesi je, a ty siup, będziesz pierwsza, żeby je przejąć!! Możesz też zagadać daną osobę, spytać czy bierze ciuch czy nie, bo jesteś zainteresowana. Z tym mam raczej problem, ale jest to niezłe wyjście.

3. WIZUALNA ANALIZA CIUCHÓW
* Czy będą na nas pasowały? Rozmiarówki często są zawyżone lub zaniżone. Ja na ogół dobrze potrafię ocenić na oko, czy coś będzie na mnie dobre, jednak zawsze warto przymierzyć ubranie. O przymierzaniu będzie więcej napisane później. W różnych krajach są różne rozmiary. Możemy łatwo pogubić się w literkach i cyferkach. Dla ułatwienia proponuję zapoznać się z tabelami rozmiarów, np. tu. Czasem warto wziąć coś w wielkim rozmiarze np. 50 - genialnie sprawdza się jako oversizowa góra do spodni czy legginsów. Dobrze też wyglądają duże bluzki włożone w spódnicę.

* Jeśli nie mamy czasu na przymierzanie, a koniecznie chcemy coś kupić, warto wyobrazić sobie siebie w danej rzeczy, zastanowić się, gdzie ewentualnie będzie za mała czy za duża. Nie polecam brać w ciemno rzeczy szytych z materiału, nie dają buforu, nie ciągną się. Zamiast przymierzania konieczne jest przyłożenie do siebie danej rzeczy, sprawdzenie długości, szerokości itd.

* Po drugie ich stan! W sh bywają rzeczy nowiuteńkie, ale także strasznie zniszczone. Nie oszukujmy się, większość plam nie zejdzie - już nie raz kupiłam coś z nadzieją i dupa. Dziura w szwie to żaden problem, ale gdzieś na środku już tak. Nie zawsze da się coś naprawić. Serdecznie polecam golarki do ubrań. One potrafią uratować sweterek, top czy płaszcz. Mam wiele rzeczy w szafie, które dzięki temu zyskały drugie życie! Spójrzcie pod pachy!! Często bluzki są tam pożółkłe i brzydkie. Takie sztuki odrzucam. Podejdźcie z każdą rzeczą do okna - w dziennym świetle łatwiej ocenić na czym stoimy. Czasem nawet coś, co ma jeszcze metkę (niby nowiutkie), może okazać się zniszczone.

* Kolejna mega ważna rzecz - czy ja naprawdę tego potrzebuję? Niska cena często powoduje, że łakomie kupujemy za dużo. Przecież takie ładne i tanie, biorę. A w domu okazuje się, że nie mamy z czym nosić, albo że jednak nie jest w naszym guście. Milion razy to miałam. Będziecie się ze mnie śmiać, ale wybierając ubrania myślę sobie, czy nie będzie mi wstyd pokazać ich na blogu, czy będę wręcz chciała się nimi pochwalić na blogu. Nieraz odłożyłam coś po takiej weryfikacji. Ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka. Tu 5zł, tu 5zł i już jest majątek, a szafy potem pękają w szwach. Nie dajcie się ponieść szałowi niskich cen.

4. PRZYMIERZANIE
U mnie jest przymierzalnia, jedna, do której są wieczne kolejki. Dlatego staram się przymierzać ciuchy normalnie w sklepie przy lustrze. Niezwykle ważne zatem jest, w co jesteśmy ubrani na łowach. Polecam:
* po pierwsze obcisłe ciuchy, żeby można przymierzyć na nie jakąś rzecz (nie będziemy się przecież rozbierać przy wszystkich). Idealne będą legginsy i obcisły top. Sweterek zawsze można na chwilę zdjąć. 
* jeśli mamy ochotę kupić spodnie, polecam przyjście na zakupy w spódnicy. Wtedy możemy sobie spokojnie przymierzać portki przy wszystkich nie świecąc przy tym tyłkiem itd.
* jeśli macie długie włosy, nie polecam żadnych kitek i upięć - zniszczą się podczas przymierzania. Proponuję wziąć opaskę do włosów, którą można w sekundę założyć na nowo, poprawić i ujarzmić włosy. Podobnie nie ułatwi nam sprawy obfita biżuteria.

Skoro już przymierzyliśmy ciuch, trzeba się zastanowić czy dobrze leży. Jeśli ktoś ma zdolności krawieckie to super - może szaleć na zakupach z myślą, że wszystko sobie dopasuje. Ja niestety mam dwie lewe... stopy do szycia, a na krawcową nie chcę tracić majątku. Dlatego ciuchy które kupuję muszą leżeć idealnie! Do krawcowej zanoszę tylko w trzech przypadkach:
1. jeśli coś mi się nieziemsko spodoba i wiem, że warto w to inwestować
2. jeśli kupuję lekko za szeroką w pasie spódniczkę - zrobienie zaszewek kosztuje marne 5 zł
3. jeśli kupuję spodnie. Niestety mam taką figurę, że w 99% jeśli spodnie są dobre w udach to spadają mi z tyłka. Dlatego czy kupuję spodnie w sh czy w normalnym sklepie, nie zwracam totalnie uwagi, że spodnie są za szerokie w pasie - po prostu wiem, że i tak wylądują u krawcowej.

5. KUPOWANIE BUTÓW I TOREBEK
* Wiele osób się gorszy na hasło buty z sh. Ja zawsze porządnie je myje, wietrzę i nigdy nie miałam jeszcze w związku z tymi zakupami problemów!
* Buty należy dokładnie obejrzeć i PRZYMIERZYĆ. Często okazuje się, że obcas jest wyłamany albo pasek urwany. Jeśli zdarte są fleczki to inwestycja w nowe buty nie będzie duża (ok 12 zł), jeśli zniszczenia są większe, takie buty olewamy, nie warto ich brać!
* Przyznam, że nie kupuję butów ewidentnie znoszonych. Używane owszem, ale muszą być w dobrym stanie. Drobne zadrapania są do wybaczenia, ale zryty obcas lub duże przetarcia już nie.
* Przejdźmy się w butach. Jeśli są niewygodne, nie warto ich brać z nadzieją, że będzie lepiej, bo kosztują tylko 10 zł...
* Jeśli są brudne, poliżmy palec albo chusteczkę (wiem, obrzydliwe:P) i sprawdźmy czy brud schodzi. Jeśli nie, zastanówmy się porządnie nad zakupem (dotyczy par "skórzanych", na materiałowych metoda nie działa. W ich przypadku zastanówmy się, czy da się je wyprać)
* Idąc na zakupy butów, warto mieć na sobie jakieś łatwo zdejmowalne, żeby nie musieć walczyć z zapinkami, sznurówkami itd. co 5 minut. Ja np. dzisiaj miałam te moje brzoskwiniowe. 
* W "moim" sh buty są rzucone do boxu pojedynczo (pewnie żeby nie było kradzieży albo  żeby nie zabierały za dużo miejsca...). Trzeba dobrze pogrzebać, żeby wszystkie zobaczyć. Jeśli wybrany but jest w dobrym stanie - za wcześnie na radość. Nieraz już zdarzyło mi się, że jak poszłam do sprzedawczyni po drugiego, okazywał się on zniszczony!
* Podobne rady dotyczą torebek. Dodatkowo należy sprawdzić czy podszewka nie jest popruta, czy zamki działają itd.

6. RADY PRAKTYCZNE
* Zawsze mam ze sobą sporą siatkę, do której ładuję ciuchy, a przede wszystkim BUTY. Ciężko nieść je w ręce przeszukując wieszaki, a siatkę można łatwo przewiesić przez ramię i niech sobie wisi.
* Warto mieć ze sobą małą, LEKKĄ torebkę, najlepiej przewieszaną na skos, żeby nie utrudniała nam buszowania po sklepie.
* Panie z "mojego" sh są już zaprzyjaźnione. Zawsze warto zamienić parę słów, uśmiechnąć się itd. Dzieki temu wiem, że mogę zawsze odnieść ubranie, jeśli w domu stwierdzę, że jednak go nie chcę. Mogę zawsze zostawić coś w sklepie, jeśli nie wzięłam pieniędzy i muszę lecieć do bankomatu. 
* Nie przejmujcie się niemiłym zapachem ubrań. Nie jest to fajne, ale po wypraniu w domku ubrania pachną pięknie! Nie należy się tym absolutnie zniechęcać.
___________________________________________________________________________________

To wszystkie rady, jakie przychodzą mi do głowy w tej chwili! Sporo tego, mam jednak nadzieję, że będzie to dla kogoś przydatne! Tymczasem Chciałabym wam zaprezentować co kupiłam sobie dzisiaj oraz 2 tygodnie temu :)

DZISIEJSZE ŁOWY - super udane!

 1. Torba - Atmosphere, jest po prostu niesamowita, piękna, marynarska ze złotymi elementami, perełka. Kosztowała 27,50 zł
2. Różowy top, zauroczył mnie tą kokardą i marszczonym dekoltem, kosztował ok 4zł
3. Czarny top z przeźroczystym, haftowanym wykończeniem, dość długi, kosztował ok 4zł
4. Biała, dość obcisła bluza z niesamowitymi złotymi ćwiekami na ramionach i poduszkami, Dunnes, ok 8zł


1. Kwiecisty top - Atmosphere. Ma fason gorsetowy, leży idealnie i ma mój ukochany wzór ostatnich czasów. Kosztował ok 3zł
2. Brązowe leginsy - tego nigdy za wiele w mojej szafie. Na rower czy po domu idealne.

 Hit dnia ("egzekwo" z torbą) - balerinki w kwiatki, Atmosphere, kosztowały ok 10 zł

No i trzeci hit dnia, niesamowite sznurowane koturny. Stan idealny, Atmosphere! Mogłyby być większe o 2-3mm, ale nie mogłam się oprzeć! Kosztowały 27 zł.

Na koniec zdobycze z zeszłego tygodnia:
1. Czarny top z falbaną koło kołnierza, Zara
2. Granatowy top z kotwicą, bokserka, Atmosphere
3. Pół przeźroczysty, długi top, przepiękny wzór i kolory, Atmosphere. 
4. Opaski kupiłam dobry rok temu, ale też w tym sh (jako nowe), dlatego je tu pokazuję

niedziela, 3 lipca 2011

Czego jeszcze o mnie nie wiecie (a wiedzieć chcecie!)

No, chcą co najmniej dwie osoby! Jedne z moich ulubionych bloggerek, przesympatyczne Asia i Gosia. Bo to one wytypowały mnie do zabawy już, hoho, dawno temu (jakoś na początku marca). No ale cóż, zapomniałam o tym, niedawno dopiero uświadomiłam sobie, że coś takiego nade mną "wisi". Nie miałam początkowo pomysłu co wam tu powypisywać, ale po chwili myślenia propozycje posypały się lawinowo! Mam nadzieję, że post wyda się wam ciekawy! :) 

Zabawa polega na wypisaniu informacji, ciekawostek o sobie, których nigdy wcześniej nie napisało się na blogu. Możliwe, że o czymś tam wcześniej już wspomniałam, ale dawno temu, więc nie zaszkodzi powtórzyć. Kolejność faktów przypadkowa. Przepraszam za baaaardzo dużą ilość tekstu i zdjęć ;)

Zacznę od wytypowania kolejnych osób do zabawy! Bardzo chciałabym poznać trochę lepiej poniższe osoby, dlatego mam nadzieję, że się zgodzą! Przepraszam, jeśli powtórzyłam kogoś. Potraktujcie to jako mój hołd dla tych bloggerów :)

1. Moja ulubiona obecnie bloggerka, z Finlandii Ulrika - http://freelancersfashion.blogspot.com/
2. Śliczna, szalona poznanianka - http://closetofadirtbag.blogspot.com/
3. Przepiękna, zjawiskowa blondynka - http://thegirlnevergetsolder.blogspot.com/
4. Kolejna urocza poznanianka, jedna z ulubionych bloggerek Daisy - http://daisyline.blogspot.com/
5. Wyjątkowo sympatyczna i swojska dziewczyna Asiu - http://wposzukiwaniuutraconegostylu.blogspot.com/
6. Kolejna poznaniaka (przypadek), posiadaczka niesamowitego bloga Honorata - http://familijnie.blogspot.com/

1.  GÓRY
Kiedyś bardzo nie lubiłam gór. Kojarzyły mi się z wycieczkami na jakichś koloniach, gdzie trzeba iść zwartą grupą, a jak ktoś idzie na końcu (tak jak zawsze ja!) to dochodzi do jakiegoś punktu akurat na koniec przerwy. Zmęczenie, zero czasu na podziwianie widoków, nerwy. Tak mi się kojarzyły góry. Aż na pierwszym roku studiów mój nowy chłopak, pasjonat Tatr, "zmusił" mnie do wspólnego wyjazdu. Od tego czasu K O C H A M góry całym sercem!
(Złażenie z Giewontu, 09.07.09)

2. ALFKA I PRAWKO
Prawko zdałam dopiero za 5 razem. Usprawiedliwiam się, że przyczyniły się do tego nerwy po każdym kolejnym niezdanym podejściu (bo tata tak mnie wyzywał, że masakra!) oraz niesamowite upały. Prawda jest taka, że już mając prawko w portfelu jeszcze nie umiałam jeździć. Natomiast teraz, po 6 latach od zdania wprost uwielbiam jeździć autem, to dla mnie niesamowita przyjemność! Nie mam swojego samochodu, ale jakiś czas temu miałam do własnej dyspozycji przez około 2 lata Alfkę. Jeździłam nią rzadko, bo paliła ponad 10l/100km, ale, oh, jak ja ją kochałam!! Do dziś za nią tęsknię, jakież w niej i dzięki niej były cudowne chwile! Poniższe zdjęcia to jedne z zaledwie kilku, które mi po niej zostały. Nie zwracajcie uwagi na jakość (robione 4 lata temu komórką), ani tym bardziej na mój mega trendi strój ;)
(Frankfurt nad Odrą, 18.07.08; Poznań, 02.08.07)

3. ULUBIONE MIASTA
Choć kocham Poznań, żywię bardzo szczególne uczucia do jeszcze kilku miast. Są to:
Wrocław - miasto jest przecudowne. Byłam w nim 2 razy (poza tranzytem). Raz na koncercie mojej ówczesnej idolki Avril, drugi raz na wycieczce z chłopakiem w ramach wakacji. Zwiedziliśmy fantastyczne Zoo, pochodziliśmy, zjedliśmy pyszną pizzę i załapaliśmy się jeszcze na koncert Łez. To był jeden z cudowniejszych dni mojego życia!
 (Wrocław - rynek, 27.09.09)

Kraków - jest prześliczny, niesamowity! Spędziłam w nim 5 dni na praktykach terenowych (jednych z wieeeelu, studiowałam geografię na UAMie) i po prostu się zakochałam. Poza tym zawsze wracając z Zakopanego zahaczaliśmy o Kraków. Kojarzy mi się z przemiłymi chwilami.
 (Kraków - rynek, 11.07.09)

Zakopane - nie muszę wiele mówić. Kocham Tatry i kocham Zakopane! Ciarki mnie przechodzą na samą myśl.
(Zakopane - Krupówki, 03.07.09)

Darłowo - całe dzieciństwo rok w rok tam jeździłam z rodziną (właściwie do Darłówka). Potem niestety dobre czasy się skończyły. Sentyment ogromny pozostał. Gdy na pierwszym roku studiów okazało się, że studiuje ze mną chłopak właśnie z Darłowa, musiałam go poznać. Tak zaczęła się miłość do Pawła, a dzięki wielu tygodniom u niego w domu tylko wzmogła się miłość do miasta!
(Darłówko - plaża, 18.08.09)

4. ARACHNOFOBIA
Mam arachnofobię. Nie jestem w stanie myśleć o pająkach, wyobrażać sobie, mówić, pisać (nawet pisanie tych słów jest dla mnie przykre!!), nie mówiąc o oglądaniu na na żywo, na zdjęciu, w tv NIGDZIE!! Małego jestem w stanie z trudem "przeżyć", natomiast wielkie ptaszniki (jezu, aż mi niedobrze po tym jak napisałam to słowo!!) powodują, że chce mi się wymiotować, robi mi się słabo, wali mi serce i generalnie jestem pewna, że jakby ktoś mi pokazał takiego na żywo to bym umarła na zawał, serio! W związku z powyższym to jasne, że nie będzie wizualnego przedstawienia tego podpunktu!

5. REDD'S, WINKO I MARTINI
Jestem wielką fanką Redd'sa zielonego, uwielbiam ten smak. Nie przepadam za zwykłym piwem, wolę z sokiem. Na większe imprezy nigdy nie biorę wódki, nie lubię! Za to zawsze mam ze sobą Martini Bianco (dobra, Cin Cin albo Istra też są bardzo spoko, a ileż tańsze!) + tonic + cytrynka...mmmm... Winem semi sweet też nie pogardzę. Spokojnie, nie nadużywam %!
(Bal absolutoryjny, 18.06.11; Impreza urodzinowa, 21.01.11)

 (Poznań - Stary Rynek, 16.07.10; Spotkanie z Han, 20.02.11)

6. WYPADEK
Wspomniany w jednym z postów wypadek spotkał mnie w połowie maja. Kocham jeździć rowerem, co już wiecie, na szczęście nie zniechęciłam się do tego! Jechałam sobie ulicą, prosto, gdy znienacka, metr przede mną skręcił w prawo samochód. Gwałtowne hamowanie, nieunikniony upadek i... ułamanie się ponad połowy zęba jedynki! Plus siniaki i rany... Byłam załamana, bo zęby i uśmiech to jeden z moich największych atutów (rzekomo :P). Jak widzicie na zdjęciach, udało się zęba wizualnie odratować, ale wciąż mnie boli i jest nadwrażliwy. Jedyny plus tego wszystkiego to przypływ gotówki z odszkodowania :)
 (Poznań, rowerem nad Maltą 21.05.11; Poznań pod Komornikami, 26.05.10)

7. EMOCJONALNA OSOBOWOŚĆ
Jestem nadwrażliwą osobą, strasznie emocjonalną. Paweł kiedyś nazwał mnie chodzącą emocją. Bardzo często płaczę, staram się nad tym pracować, ale jak coś mnie dotknie to od razu lecą łzy. Z wściekłości, z rozpaczy, z bezradności, z żalu, ze wzruszenia i (na szczęście także) ze szczęścia! Co widać na poniższym zdjęciu :)
 (Bal absolutoryjny, 18.06.11. Sytuacja opisana w TYM poście, tu jeszcze próbuję nie płakać!)

8.  KSIĄŻKI
Uwielbiam czytać książki. Były czasy, że pochłaniałam jedną za drugą. Ostatnio nie miałam czasu i kasy na nowe pozycje, ale przyszedł lipiec, wakacje i zaczynam na nowo czytać. Najbardziej cenię książki kryminalne, thrillery z ciekawą i zawiłą akcją. Do moich ulubionych autorów należą Robin Cook oraz Alex Kava. Niesamowicie przepadam także za Joanną Chmielewską. Nieziemska kobieta!! Lubię także książki dla kobiet, romantyczne, o miłości...:) Nie znoszę za to fantasy oraz sci-fi :/

9. FILMY
Kiedyś bardzo lubiłam oglądać horrory i thrillery. Ostatnio stałam się jakaś bojaźliwa, mam wrażenie, że jestem zbyt zestresowana i nie potrafię się zdystansować do fabuły. Niemniej takie filmy jak Piła, Kiedy dzwoni nieznajomy, Nieuchwytny i wieeele innych pochłania(ła)m z namiętnością. Moim absolutnie ukochanym filmem, który polecam wszystkim bez wyjątku jest Gran Torino.

10. PEDANTKA
Jestem pedantką, ale w dość specyficznym sensie. Tzn. często lenistwo i brak czasu powodują, że mam bałagan w pokoju (choć każdy znajomy, który widział ten mój bałagan twierdzi, że to jest porządek, więc może nie jest tak źle). Z drugiej strony jak już sprzątam to wszystko musi być idealne. Książki ustawiam od linijki, czasem też kolorystycznie. Ozdoby muszą stać dokładnie tak jak ułożę, nic krzywo! Wszystkie pudła, segregatory muszą być pięknie opisane. Itd. itd. :) Nienawidzę czegoś szukać i dzięki systemowi, jaki zastosowałam w szafkach i na półkach nie mam z tym problemu!


(Przykładowe fragmenty mojego pokoju. Na drugim zdjęciu przesłodkie, ulubione segregatory w malinki, na trzecim moja ukochana skóra z Zakopanego. Wciąż pachnie tak charakterystycznie i przypomina mi pobyt tam)

11. SERIALE
Nie potrafię położyć się do łóżka, zgasić światło i zasypiać. O nie, ja MUSZĘ coś poczytać (choćby 2 linijki), albo (jeszcze chętniej) coś obejrzeć. Nie mam tv w pokoju i dobrze, bo do snu najbardziej lubię oglądać seriale. Kiedyś pałałam miłością do Californication (i w zasadzie nic się nie zmieniło, ale po obejrzeniu wszystkich serii kilka razy - zaprzestałam). Identycznie wygląda sytuacja z Boso przez Świat Cejrowskiego - genialny, genialny, genialny! Potem przyszła kolej na Rodzinę Soprano (za namową chłopaka, nie zachwyciła mnie), SATC (bardzo spoko serial, ale bez zachwytu), Skins (wow, prześwietny! Moim zdaniem 3 i 4 sezon są najepsze, też widziałam kilka razy). Obecnie jestem na etapie Weeds. Obejrzałam 6 sezonów już 2 razy, obecnie emitowany jest 7 sezon, a ja zaczęłam pierwszy sezon od początku:) 1-3 są wprost genialne!

12. KOMPUTER
Wiem, wiem, to nic dobrego! Staram się z tym walczyć, ale chyba jestem uzależniona od komputera! Pierwsze co robię po wstaniu to włączam go i sprawdzam pocztę i inne ulubione strony. Cały dzień jest włączony! Co ciekawe jednak, jeśli nie ma mnie w domu to nie brak mi komputera, tak samo na wszelkich wyjazdach. Dopiero jak siedzę w domu to musi być stale pod ręką (nawet jak czytam książkę, gotuję, sprzątam - co jakiś czas doskakuję do laptopa i coś tam sprawdzam). Uwielbiam moją myszkę z czachą haha ;)

Mam jeszcze kilka pomysłów na fakty o mnie, lecz chyba post jest już wystarczająco długi!! Mam nadzieję, że się podobało, dziękuję tym, którzy przeczytali do końca!! ;)

Do usłyszenia!!:)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...