sobota, 28 stycznia 2012

Welurowa spódnica i stek bzdur (znaczy refleksji moich)

Witajcie Kochani! Dziś przybywam do was w dobrym nastroju, miałam bardzo miły dzień w szkole, pobyt tam zawsze dodaje mi skrzydeł, choć wcale nie jest to szkoła idealna, o nie! Po prostu kontakt z ludźmi, ciekawa tematyka zajęć, sam fakt wyjścia z domu dużo dla mnie znaczą. Jak ja bym chciała się cofnąć o... powiedzmy ze 4 lata. Chciałabym mieć znów 21 lat, być na drugim roku studiów... eh doceniałabym każdy dzień, każdy najnudniejszy nawet wykład. Nie mogę odżałować, że to minęło. Wy wszyscy którzy narzekacie, że musicie chodzić na zajęcia - przemyślcie to, zatrzymajcie się na chwilę i zastanówcie na co wy narzekacie! Tak mnie naszło na przemyślenia i refleksje, więc jak ktoś nie ma ochoty o tym czytać to niech ominie dwa kolejne akapity i przejdzie do ostatniego :)

Pewnie większość z was, a ja na pewno, mam tendencje do hmm jak to powiedzieć... odpychania czasu, niczym wody płynąc kajakiem. Wiecie o co chodzi, zamiast rozkoszować się chwilą, to myślę: byle do piątku, byle do urodzin, byle do świąt, byle do wakacji. Czas przecieka przez palce. Ostatnio naszła mnie refleksja, że najbardziej chciałabym nauczyć się żyć chwilą, tzn. w pełni ją doceniać i żyć tak jak bym miała jutro umrzeć. Co nie oznacza tylko zabawy, nie nie, wprost przeciwnie. Chciałabym nauczyć się wyciągać maksimum korzyści z każdego dnia, zarówno korzyści przyjemnościowych jak i korzyści typu wiedza, doświadczenie, dążenie do doskonałości... Jakiekolwiek inne postanowienie noworoczne bym poczyniła, będzie się ono zawierać w tym jednym, zatem tylko tego jednego będę się trzymać! Kontakt z ludźmi dużo mi daje, uświadomiłam sobie, że za mało mam kontaktu z ludźmi. Dość często spotykam się ze znajomymi, przyjaciółmi, ale powiedzmy, że czym mogli mnie zainspirować już zainspirowali. Dlatego spotykanie nowych ludzi, choćby w takiej policealnej szkole dużo dla mnie znaczy. Dodaje mi skrzydeł, sił i ochoty do działania! Jestem dość nieśmiała, w tym sensie, że rozmowa z nieznajomymi stanowi dla mnie duży stres i muszę się przełamywać, żeby do kogoś obcego się odezwać. Ale chcę to przemóc, bo wiem, że ucieka mi dużo. 

Pamiętam jak przed balem absolutoryjnym w czerwcu przygotowywałam dla każdego z mojego roku takie upominkowe "laurki", na których pisałam parę słów od siebie co mi dała znajomość z nim, co w nim podziwiam, co będę wspominać itd. Miałam duży problem co napisać dobrej połowie ludzi, uświadomiłam sobie, że ich nie znam! Ale cóż, wiedziałam, że muszę coś napisać, nie ma wyjścia i zaczęłam przeglądać fejsbuki tych osób, jakieś stare zdjęcia itd. szukając informacji i skojarzeń. I wtedy uświadomiłam sobie, jak ciekawi to są ludzie, jak wiele przeżyli fajnych rzeczy o których nie miałam pojęcia, jak wiele mogli mi "dać" sobą. Jasne, nie ma opcji, żeby z każdym napotkanym człowiekiem nawiązać bliskie relacje, z każdym się zaprzyjaźnić itd. Ale cała ta historia uświadomiła mi jak bardzo ważni są ludzie w moim życiu, jak wiele mogę się nauczyć od nich. I choć kontakt z pewnymi osobami może się okazać stratą naszego czasu, to nigdy nie wiemy tego z góry. Zatem musimy spróbować, dać szansę. Choć od czerwca minęło sporo czasu, a ja nie bardzo wprowadziłam te myśli w życie, to dziś znów sobie o tym przypomniałam. I naprawdę tego chcę najbardziej: spotykać ludzi, poznawać i "wyciągać" z nich co najlepsze dla siebie (dziwnie to brzmi, ale wiecie o co chodzi!). Jak wspomniałam przed chwilą mam problem z odważnym i otwartym kontaktem z ludźmi, ale nad tym właśnie muszę i chcę pracować. Podsumowując dzisiejsze refleksje i postanowienia: z każdej chwili, z każdego dnia i z każdego człowieka wyciągać wszystko co najlepsze! 

No więc przechodzę krótko do kwestii stroju. Dziś pokazuję się wam w tej nowej welurowej ołówkowej spódnicy. Pewnie na zdjęciach wyglądam w niej grubiej niż na żywo ze względu na zachowanie weluru przed aparatem, ale nie ma się co oszukiwać, że naprawdę jestem dużo szczuplejsza niż widzicie. Ale tak czy tak, przekonałam się do tej spódnicy i czuję się w niej bardzo kobieco. Eksploatuję na razie cały czas ten czerwony sweterek, jego kolor jest doskonały. Na paznokciach mam mój ulubiony kolor (zaraz po czarnym, czerwonym i fioletowym), uważam, że fajnie gra z kolorystyką stroju. Żeby było ciekawiej dodałam turkusowego motyla na palec, który pozornie nie pasuje, a moim zdaniem pasuje rewelacyjnie. Botki na koturnie eksploatowałam w zeszłym roku bez umiaru. I ostatnia rzecz, zdjęcie samego popiersia zrobiłam zanim rozpuściłam warkoczyki, w których spałam celem otrzymania loków. Z niewiadomych przyczyn otrzymałam pudla :O, więc do szkoły poszłam w bocznej kitce. I tyle, do usłyszenia! :)


Spódnica - H&M %
Bluzka - sh
Sweterek - sh
Buty - Deichmann
Pasek - sh
Pierścień - New Yorker

Płaszcz, czapa, szal, torebka identycznie jak w poprzednim poście.

czwartek, 26 stycznia 2012

Powracam do czerwieni!!

Witajcie Kochani! Dzisiejszy post wystawiam w biegu, za 20 minut lecę na spotkanie. Na początek chcę wam BARDZO PODZIĘKOWAĆ za tyle ciepłych słów jak również opinii i rad pod ostatnim postem. To wiele dla mnie znaczy!:) 

Czerwonej szminki, tak charakterystycznej dla mnie w okresie letnim, używałam w ciągu ostatnich 3 miesięcy 2 razy! Dziś znów nabrałam na nią ochoty i przypomniałam sobie, jak rewelacyjnie się w niej czuję!

Zainspirowała mnie pewna osoba. Codziennie oglądam blogi modowe, ale dawno nikt tak mnie nie zafascynował. Może dlatego, że osoba ta zdobyła moje serce nie tylko swoim stylem, ale i sposobem bycia, radością i energią, gdyż oglądam ją na YT. Polecam wam serdecznie kanał Radzki! Następnym razem rozpiszę się więcej co mi się tak szalenie podoba w jej stylu i jak to wpłynie na mój, a tymczasem...

...o tej sukience przypomniałam sobie sprzątając szafę. Pojawiła się już na blogu w tym poście, ale w zupełnie innym klimacie. W dzisiejszym stroju czułam się rewelacyjnie, mam nadzieję, że i wam się on podoba!
Ukochana, rozweselająca zimę czapa - H&M
Płaszcz - Nuuk, sh
Sukienka - sh
Buty - Deichmann
Torba - New Look, sh
Pasek - sh
Sweterek - sh
Pierścień czacha - Claire's
"Gałki oczne" - drogeria osiedlowa

Po powrocie do domu przebrałam się, żeby mi było wygodniej i cieplej, zostały tylko te same dodatki. No i lecę, papaaa!
Czarne rurki - New Yorker
Bluzka - sh

sobota, 21 stycznia 2012

Kamea

Witajcie drodzy Czytelnicy. Ja wiem, że zdjęcia, jakie ostatnio zamieszczam są beznadziejne. Ale wychodzę z założenia, że lepiej takie niż żadne. Może popularni high fashion blogerzy nie podzielają mojego zdania, ale już trudno!

Tak ubrana byłam na spotkaniu z koleżanką, której nie widziałam od wieków! Chciałabym wam pokazać moje dwa nowe nabytki. Pierwszym jest naszyjnik z kameą. Już od jakiegoś czasu szukałam biżuterii w tym klimacie i oto proszę. Sam wskoczył mi w ręce w mojej osiedlowej drogerii (jest wyjątkowo fajnie zaopatrzona pod tym względem). Druga rzecz to spódniczka. Pod tym postem, w którym gadałam o doborze ciuchów do szerokich bioder kilka osób napisało mi, że nie mam rezygnować z wąskich spódniczek. No to zaryzykowałam i kupiłam w Hamie na przecenie taką oto welurową, wąską spódniczkę. Mama twierdzi, że wyglądam w niej bardzo dobrze, ja się sobie bardzo podobałam w przymierzalni (wiem, że tam są wyszczuplające lustra, ale upewniłam się, że patrzę w normalne), lecz w domu pojawiły się wątpliwości. Mam zdjęcie, na którym jestem w samej spódniczce, bez płaszcza, ale uważam, że wyglądam na nim bardzo grubo (taki materiał na zdjęciach wygląda niekorzystnie), więc go nie zamieszczę. Nadrobię kiedy indziej. Fakt, że spódniczka jest mięciusieńka w dotyku, super wygodna i ogólnie śliczna. Mam nadzieję, że się do niej przekonam (znaczy do mnie w niej). 

Aha i jeszcze jedno. Pewnie mi powiecie, że botki i kolorowe rajstopy mnie pogrubiają, że ogólnie wygląda to niekorzystnie. I ja się właściwie zgadzam. Ale kurczę, wiele osób tak chodzi, wiele osób grubszych ode mnie nie przejmuje się pewnymi zasadami i ja im zazdroszczę. Powiedzcie mi, czy ja tak mogę chodzić, czy mam absolutnie zrezygnować? Jeśli zrezygnować to jaką mam alternatywę? Proszę o radę. 
Pozdrowienia, do usłyszenia!!


Spódnica - H&M
Bluzka - sh
Płaszcz - Nuuk, sh
Bransoleta - H&M
Naszyjnik - no name
Chusta - mamy

środa, 18 stycznia 2012

Sylwester 2011 :D

Witajcie, skoro wszyscy, którzy chcieli to zrobić pokazali już swoje zdjęcia z Sylwestra, to przyszedł czas na mnie. Sukienka, którą wybrałam, jest moją ulubioną na takie okazje jak właśnie Sylwester czy inne odświętne chwile. Lubię ją za milusi, miękki materiał, prosty, uniwersalny fason, imprezowy błysk i... co najważniejsze chyba za niesamowitą wygodę, czego nie można powiedzieć o wszystkich, zwłaszcza eleganckich ciuchach.

Fioletowy makijaż i paznokcie były wyborem oczywistym - poza klasycznym makijażem z kreskami i czerwonymi ustami, który już mi się znudził, fioletowe smokey eye są moim faworytem od dawna. Spędziłam przy lustrze dobre 45 minut, ale sądzę, że efekt jest super. Nie chciałam zakładać czarnego sweterka, żeby nie było za nudno. Dzień wcześniej rozważałam jeszcze, aby do całości dobrać makijaż, manicure i sweterek w szmaragdzie, ale jednak postawiłam na fiolet, więc i kardigan w tym kolorze (koniecznie błyszczący).

Nie miałam czasu zrobić sobie loków, więc fryzura wydawała mi się za prosta i za zwyczajna. Kombinowałam co tu zrobić, nic mi nie pasowało, aż chwilę przed wyjściem zajrzałam od niechcenia do pudełka z ozdobami do włosów. Ze zdziwieniem stwierdziłam w nim obecność tej pięknej opaski - kokardy z cekinami, o której totalnie zapomniałam. Myślę, że dopełniła look idealnie. 

Czarnej biżuterii mam chyba nawet więcej niż srebrnej. Nie bardzo wiem z czego to wynika, ale zauważyłam, że ubierając się na imprezy do głosu na ogół dochodzi ta część mnie, która lubi rockowy styl, zatem uznałam, że taki dobór dodatków, biżuterii będzie najtrafniejszy. 

Jak już wspomniałam w poście podsumowującym rok 2011 impreza była nadzwyczaj udana, zatem mogę mieć nadzieję, że i taki będzie cały najbliższy rok :)


Sukienka - sh, zakupiona jakieś... 4 lata temu chyba za 1zł!!!
Opaska - drogeria osiedlowa
Kardigan - sh, Atmosphere
Kolczyki - Rossmann
Bransoleta - H&M
Buty - sh, Atmosphere

piątek, 13 stycznia 2012

Czarno-kobaltowy strój podróżny

Kochani, jestem burżujem! Tak taaak, nie da się ukryć, no bo jakże inaczej nazwać osobę w swetrze Calvina Kleina? Haha

Kto mnie trochę zna ten pewnie się zastanawia co jest grane, bo przecież ja do marek nigdy nie przywiązywałam wagi, a na ubrania wydawałam niewielkie pieniądze w sh. Właśnie, może w sh upolowałam Calvina Kleina?! Niee, no aż tak dobrze nie ma na tym świecie (chociaż to nie jest przecież wykluczone). Więc potwierdzam, zupełnie nie mam parcia na drogie, markowe ubrania, ale przyznaję, że bardzo miło jest mieć na sobie coś, co kosztowało 130$. Kochani wyjaśnienie jest takie, że znajoma rodziny spędziła kilka miesięcy w Kanadzie i przywiozła mi i moim rodzicom prezenty. Tata dostał kardigan CK, mama fitnessowe ciuchy z Adidasa, a ja sweter, właśnie z CK. Oczy nam wyszły na wierzch, jak odpakowaliśmy papier z prezentów, bo nikt z nas absolutnie się czegoś takiego nie spodziewał! Ba, kilka lat temu od tej samej pani w podobnych okolicznościach dostałam breloczek z flagą Kanady! Drobiażdżek.

Emocje na bok, uważam, że kobieta dobrze przemyślała kwestię prezentu dla mnie. Bo w zasadzie co może być bardziej uniwersalnego, podobającego się zdecydowanej większości ludzi jak nie właśnie czarny, ciepły sweter? Miała pewnie niezłą zagadkę co kupić 25letniej dziewczynie, gdy sama ma niemal 70 na karku... Przyznaję, że na początku nie do końca podarek mi się podobał, ale teraz doceniam jego przytulność, ciepło i naprawdę polubiliśmy się.

Prezentowany strój miałam na sobie wczoraj. Miałam paskudny dzień, byłam totalnie niewyspana (pobudka o 5), wyglądałam TRAGICZNIE (oczy opuchnięte i czerwone jak u potomka pandy i żaby - dlatego nie ma zdjęć twarzy), więc w sumie wisiało mi jak będę wyglądać w temacie ubrań. Ale pomyślałam, że przydałyby się jakieś zdjęcia na bloga, więc tylko myśl o WAS skłoniła mnie, żeby jednak się ciut wysilić. Jasne było, że jadę w spodniach i w nowym swetrze. Bluzkę wybrałam losowo spośród grona ulubionych, luźnych i wygodnych topów, a buty dopasowały się same (dołączam zdjęcie z marca, na którym mam te buty na nogach, bo wczoraj jakoś mi nie chciało ładne ujęcie wyjść).

Mój wczorajszy dzień składał się głównie z jechania pociągiem i czekania, więc przezornie wzięłam ze sobą książkę. Zaniedbałam czytanie w ostatnim czasie i bardzo mi tego brakowało. Jak zaczęłam ok 7 rano, gdy pociąg ruszył, tak z przerwami na obiad czy inne obowiązki czytałam do północy... kiedy to wykończona zasnęłam! Co takiego czytałam? Dzieło mojego najukochańszego autora Robina Cooka pt. Zaraza. Nie wiem czy go znacie, ale zaręczam - nie można się oderwać od tekstu, jest dla mnie mistrzem (choć naturalnie pisze raz lepsze, raz gorsze książki)!! Zostało mi jeszcze kilkadziesiąt stron, więc uderzam znowu na łóżko z herbatką i książką w łapce :D

P.S. Załączam odpowiedź na pytanie, dlaczego ostatnio zdjęcia są poszatkowane, nie ma mnie w całości. Otóż w moim domu nie bardzo mam jakiekolwiek tło, by robić zdjęcia, a jak tło by uszło to nie mam na czym postawić aparatu (nie dorobiłam się jeszcze statywu). Zatem jedyne miejsce, w którym jestem w stanie sobie zrobić sama zdjęcia i tak nie nadaje się do zrobienia mi zdjęcia w całości (odległość za mała). Mam nadzieję, że to nie przeszkadza wam jakoś za bardzo, choć zdaję sobie sprawę, że przyjemność z oglądania takiego bloga jest mniejsza... Postaram się coś zmienić w tym temacie:)

wtorek, 10 stycznia 2012

Makijaż - zgniłe liście na tle błękitnego nieba XD

Witam moich radość niosących czytelników! Coś mi szybko idzie pisanie postów w tym nowym roku hehe. Nie chcę przekwalifikowywać bloga na urodowego, bo jednak tematyka ciuchów jest mi bliższa, ale makijaże to. jak by nie było. część naszego imidżu i stylu więc chyba wam nie przeszkadza, że się jakieś tu pojawiają? Bawiłam się dziś cieniami, bawiłam, aż wyszło mi takie coś... Nie mam pojęcia gdzie mogłabym się pojawić w takim makijażu. chyba na balu przebierańców, ale jak już zrobiłam to szkoda byłoby go zmyć nie pokazawszy światu (czyli na blogu). 


A przy okazji jak już napstrykałam zdjęć to pokażę co następuje. Otóż pamiętacie może niektórzy dostałam od siostry na gwiazdkę złoty wisiorek. Nie miałam totalnie na czym go nosić, zatem wybrałam się do drogerii, którą otworzyli mi na przeciwko bloku i z której pochodzą te naszyjniki: klik, klik i klik.

Dorwałam za 10 zł (!!) "złoty" długi łańcuszek, na którym były zawieszone 4 "złote", jakże modne, pierścionki ze zwierzątkami! Zupełnie nie miałam ochoty na takie gadżety, widząc je na "każdym" blogu, ale skoro same się napatoczyły za tak małą cenę... Żal nie brać. Skoro już pokazuję dłoń, to wspomnę o paznokciach. Nadal są krótkie, mimo, że używam Nail Tek, ale są zdecydowanie dłuższe i mocniejsze niż wcześniej (pewnie zrobię post z szerszą opinię za jakiś czas)! Kolorystyka paznokci jest owocem eksperymentu, ale nawet mi się podoba. Jak to się człowiek zmienia, patrzcie! Lubię się bawić makijażem, nosić brokat na paznokciach i zwierzątka na palcu. A to wszystko zaszło zaledwie w ciągu miesiąca, strach się bać kim bym była po roku, jak tak dalej pójdzie! ;)

Dziękuję za odwiedziny i wszystkie słowa, które padły pod poprzednimi postami!

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Falbany na ramionach

Dzień dobry mówię drogim czytelnikom! Oj naprawdę, nie zdajecie sobie sprawy jak mi miło na sercu, gdy czytam komentarze, a szczególnie od Hani, Niny, Kasi... oj sporo was ostatnio napisało mi coś cudownego Kochane, dziękuję!! 

Ostatnio wyczytałam gdzieś opinię pana Jacykowa, że strasznie niemodne jest noszenie pasków wysoko w talii. Nie mam pojęcia, czy ma rację, ale wisi mi to całkowicie i totalnie :] Zupełnym przypadkiem jednak dzisiejszy zestaw jest przeciwieństwem "podkreślania talii", a wyszło mi to spontanicznie i bez przemyślenia (jak przeważnie u mnie hehe). No, w każdym razie kolorowe rajstopki to coś co ostatnio wciąż mi towarzyszy, zauważyłam też, że bardzo przypadły mi do gustu żywe kolory w połączeniu z czarnym tłem. Tak ostatnio czuję się najlepiej. Bluzkę z cudownymi, falbaniastymi (?) rękawkami kupiła mi niedawno zaocznie mama w sh, trafiła w 10. Strój przeznaczony był na wizytę u sąsiadki, zatem miałam na sobie zwykłe, czarne balerinki. 

Makijaż zrobiłam sobie nowymi cieniami, otrzymanymi w ramach losowania/rozdania u Asi. Jestem tak strasznie zachwycona nimi, w zasadzie nigdy nie inwestowałam w cienie dobrych firm, ale dobrze mi się malowało np. tymi z Essence. Teraz wiem co to znaczy genialny cień! 

Polubiłam ostatnio złoto. Lepiej się czuję w srebrnej i czarnej biżuterii, ale czasem mam ochotę także na złote dodatki i tu pojawia się problem, który w zasadzie zauważyłam dopiero na zdjęciach. Otóż głupio tak wszystko złote... a kolczyk w nosie i tragus srebrne! Oj, będę musiała sobie kupić jakieś na zmianę, koniecznie!

Czarna bluzka - New Look, sh
Spódniczka - Atmosphere, sh
Różowy top - H&M
Bransoletka - House
Pierścień - New Yorker
Złote kolczyki - Tesco

Wczoraj wieczorem byłam na WOŚPie, na światełku do nieba i się srodze zawiodłam. Śmialiśmy się, że te fajerwerki były stereotypowo poznańskie (znaczy oszczędne, żeby nie powiedzieć skąpe), gdyż trwały jakieś... 30 sekund? No dosłownie jak z tej reklamy Orange chyba... Był koncert Eneja, nie są to moje klimaty, ale miło się słuchało (i gibało hehe), przypomniał mi się Woodstock, więc tym fajniej. Zaraz po nim zaczął się występ donguralesko i oczy mi niemal wyszły na wierzch. Po pierwsze z wrażenia ile dziwnych ludzi się nagle pojawiło! Oczywiście nie wszyscy byli tacy, ale przed wieloma uciekałabym, jakbym ich spotkała w nocy na pustkowiu! Strasznie dużo penerów i suczek, jeśli wiecie co mam na myśli... Podkreślam - nie twierdzę, że wszyscy, którzy chcieli słuchać tego donguralesko są tacy!! Tylko po prostu wielu się pojawiło. Po drugie oczy mi wyszły na wierzch od samej muzyki. Niby kieeeedyś (jakieś 7-9 lat temu) słuchałam hip hopu, nawet, o zgrozo, polskiego, nawet tego donguralesko. Ale dziś mogę powiedzieć, że z mniejszym lub większym trudem zniosę absolutnie każdą muzykę poza hip hopem, jazzem i bluesem. Zatem uciekłam stamtąd po 5 minutach zostawiając moich towarzyszy, którym nie przeszkadzały dźwięki dochodzące z głośników, las rąk baunsujących w rytm beatów i tłum dziwnej młodzieży... :| Z tego miejsca pragnę wyrazić głęboką nadzieję, że nikt się nie poczuł urażony moim wywodem, to tylko czysto subiektywne moje wrażenia. Pozdrowienia dla fanów hip hopu!! :)

Ok Kochane, to wszystko na dziś. Dziękuję i pozdrowionka dla wszystkich!

piątek, 6 stycznia 2012

Moje ozdoby do włosów

Witajcie Kochani, na początek dziękuję za wiele pięknych słów w komentarzach, jestem bardzo wzruszona i zadowolona! Prowadzenie bloga dla takich czytelników ma sens!!

Dziś będzie znów bez nowych "ałtfitów" (jak ja nie lubię tego słowa haha). Mamy wolny dzień, wszystko pozamykane, pogoda marna, więc postanowiłam sobie dla przyjemności posprzątać szafy z ubraniami i biżuterią. Uwielbiam znajdować zapomniane egzemplarze i czuć się niemal jakbym właśnie kupiła nowe. W każdym razie przyszło mi na myśl, że pokażę wam moją, szumnie mówiąc, kolekcję ozdób do włosów. 

Opaski trzymam w srebrnym, okrągłym pudełku - nic się nie miesza, nie gubi, wszystko ładnie widać. Spinki i kwiaty trzymam w koszyczku w łazience. Kiedyś pokażę wam moją ukochaną szafkę(i), moje królestwo makijażu i urody haha. Niektóre z tych kwiatów to także broszki, więc zdarza mi się je wrzucić dla towarzystwa do biżuterii. W każdym razie wszytko musi być pod ręką i uporządkowane, nienawidzę chaosu w swoich rzeczach.

Zacznę może od najnowszego cudeńka, otrzymanego w prezencie - strasznie mi się podoba, idealnie trafiony w mój gust!

Kolejne spinki do włosów:
- Żółty kwiat (spinka/broszka) i małe zielone spinki - H&M
- Srebrny kwiat (gumka/broszka) - Drogeria Natura o ile się nie mylę
- Dwie czarne spinki-kokardki - Terranova
- Czarna kokardka w kropki - Drogeria Natura albo Rossmann
- Spinka z perełkami - prezent od babci
- Czarny kwiat w... kwiatki (gumka/broszka) - stragan na Półwiejskiej, ileż oni tam mają cudnych ozdób!!
- Czerwona spinka z różą - Carrefour, mam ją już długo, lecz nie noszę bo jakaś za dziecinna mi się wydaje hehe
 

Dwie ulubione chustki do wiązania na głowie (nie licząc tony apaszek, np. TEJ w rowery)
- czarno-biała z sh
- beżowa w wisienki - New Look

A jeśli chodzi o typowe opaski na głowę:
1. dość gówniana z Drogerii Natura, jeszcze nie nosiłam
2. i 3. zakupione w sh, ale jako nowe, w zasadzie od nich zaczęła się moja ogromna sympatia do opasek
4. tegoroczny prezent gwiazdkowy, House
5. zakupiona w drogerii osiedlowej jesienią, jakoś czekam na wiosnę, by ją nosić.
6. również zakupiona w drogerii osiedlowej. Czekałam na specjalną okazję i się doczekałam - miałam ją na Sylwestra
7. najczęściej noszona, zakupiona chyba w New Yorkerze
8. tą srebrną kupiłam w zeszłym roku, gdy miałam się za coś przebrać i pasowała mi do koncepcji. Na szczęście przebieranki zostały odwołane, a opaska leży i czeka aż może ją kiedyś założę (z działu dziecięcego w Tesco)
9. chyba z New Yorkera, rzadko noszę, gdyż nie przepadam za takimi szerokimi (są mało wygodne)


A pomyśleć, że jakieś półtora roku temu nienawidziłam opasek do włosów, ha! To by było na tyle, do usłyszenia niebawem!!

środa, 4 stycznia 2012

Ubrania roku 2011 - podsumowanie część 2.

Dziś druga i raczej na pewno ostatnia część podsumowania roku 2011. Tym razem typowo modowa. Pewnie każda z was ma w szafie takie rzeczy, które nosi rzadko, może nawet takie, których nie nosi wcale, ale również takie, po które sięga zdecydowanie częściej niż po pozostałe. Ja naturalnie mam podobnie. Dzisiaj chciałabym pokazać wam zestawienie ubrań, które zdecydowanie zasłużyły na miano moich ulubionych. Wiele sztuk w szafach czuje się teraz głęboko urażonych, że nie uwzględniłam ich w tym podsumowaniu, ale cóż, ktoś wygrywa, ktoś przegrywa! ;)

Zdecydowanym numerem 1, bezdyskusyjnie, jest czarna sukienka. Pojawiła się na blogu 8 razy, a w ciągu roku nosiłam ją jeszcze kilka razy więcej (ale nie mam sensownych zdjęć), np. nie widzieliście jeszcze tego zdjęcia na środku na dole w połączeniu z koronkową bluzką (szal niechcący). Ciuch roku!!

Drugą ulubioną częścią garderoby, choć niestety raczej sezonową, jest biała marynarka. Na blogu była 5 razy, nosiłam ją dużo więcej (np. miałam ją na komunii siostrzeńca, ale zdjęć nie mogę się doprosić!!). Zdecydowanie zajmuje drugie miejsce pośród wszystkich ulubionych ubrań!

Kolejność dalszych ubrań jest już przypadkowa. W zestawieniu nie mogło zabraknąć czarnej, bardzo uniwersalnej kamizelki. Jej charakter jest zdecydowanie elegancki, ale w niektórych zestawieniach wygląda casualowo. Moje ukochane zestawienie jest to z czarną sukienką. A zdjęcie widoczne w lewym dolnym rogu zrobione zostało przed wyjściem do pracy - zostałam na jeden wieczór zatrudniona jako hostessa do nalewania piwa i miałam wyglądać jak bawarka. Wyszło mi chyba całkiem nieźle, prawda (ciuchy moje własne, nic wypożyczonego)?

Bardzo lubię czarną bluzkę z H&Mu z motylkami na ramionach. Pamiętam, że kupiłam ją bardzo spontanicznie na spotkaniu z koleżankami. Nosiłam ją często zarówno w 2010, jak i w 2011 roku. Pożyczała ją też moja mama, a to już jest ewenement! ;)

W szafie mam peeełno kardiganów i zapewne na miano najczęściej noszonego zasługuje zwykły czarny - bije wszelkie rekordy. Ale żeby było ciekawiej pokazuję mój najulubieńszy, zaraz po czarnym, pasiasty sweterek. Nosiłam go kilka razy w roku, na blogu był 3 razy. 

Mam kilka ulubionych spódniczek i noszę je na zmianę, w zależności od okoliczności. Do najciekawszych i najczęściej pokazywanych należy z pewnością ta ze wzorem węża. Lubię ją za wszystko, ale ma jeden minus - pasuje mi tylko do bieli, czerni, beżu, przez co zestawy z nią są nudne. Hmm ale to może nie jej wina, tylko moja - to ja po prostu nie potrafię jej ciekawie zestawić!!

Chciałam, aby zestawienie obejmowało także dodatki, ale za dużo by tego wyszło. Torebki noszę naprzemiennie i trudno mi wybrać jedną ulubioną (choć obecnie, od jakichś 3 miesięcy z całą pewnością na topie jest TA). Przez większość roku nieodłącznym elementem każdego stroju była dla mnie pieszczoszka, o TA, tragicznie zaginiona na Woodstocku :( A jeśli chodzi o buty:

Najbardziej wyeksploatowane buty lata, najwygodniejsze na świecie, piękne, pasujące mi do wszystkiego i... zajebiście tragiczne jakościowo, to te oto brzoskwiniowe sandałki z H&Mu. W zasadzie już ich chyba nigdy nie założę, bo się totalnie rozleciały. Ale co się nimi nacieszyłam, to moje!

Drugie, zdecydowanie mniej wygodne, ale absolutnie piękne (i dlatego ulubione) buty to czarne szpilki na lekkiej platformie. Na wszelkie mniejsze i większe wyjścia - idealne. 

A podsumowując to podsumowanie chciałabym zaprezentować (doskonale znane czytelnikom bloga) moje dwa nowe upodobania, odkryte w połowie 2011. Są to mianowicie: wszelkie opaski, chustki i kwiaty we włosach oraz czerwona pomadka!

Do usłyszenia, miłego wieczoru!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...