piątek, 30 marca 2012

Pożegnanie samsunżyka, Zalasewo oraz próbny ślubny makijaż :)

Cześć Kochani, dziś przeżywam bardzo brak mojego synka, mojego przyjaciela, mojego wiernego towarzysza każdego dnia, mojego samsunżyka! Ach, musiał mnie opuścić, mam nadzieję, że na krótko! Biedny zachorował, czytniczek kart pamięci mu się zepsuł i pojechał pod Warszawę aż z panem kurierem :( 

No nic, dobrze, że mam możliwość korzystania ze starego laptopa, który nie był niemal używany od dwóch lat. Tragedia, nie mogę mieć otwartego np. Photoshopa i Winampa jednocześnie, bo już się muza tnie. Więcej jak 5-6 kart w Firefoxie i już się chłopak nie wyrabia. Nie mówiąc nawet o tym, jak on strasznie hałasuje! Wiatrak  buczy jakby co najmniej 40 stopni było na dworze! To będą ciężkie dni, mówię wam ;)

Ale jakoś dałam radę przygotować tego posta. We wtorek pojechałam do Magdy, która zaszczyciła mnie prośbą o wykonanie jej makijażu ślubnego, aby zrobić próbną wersję. Jesteśmy zadowolone z efektu, pomijając fakt, że podkład z próbki okazał się dużo za ciemny i ciężki, poza tym zapomniałam wziąć z domu korektora pod oczy. Jak wam się podoba (ostatnie zdjęcie)?

Spędziłyśmy razem przemiły dzień, przeszłyśmy się na spacer po jakichś polach (bo to wieś za Poznaniem), pojadłyśmy, popiłyśmy i trzeba było wracać do domu. Rano ubierałam się w pośpiechu, a że na wierzchu leżały jeszcze rzeczy z niedzieli (z poprzedniego posta), to założyłam tego dnia tą samą marynarkę, kolczyki i w ogóle dodatki. Zmieniłam tylko spodnie i bluzkę. Nie wiem co mnie naszło ostatnio na taką zwykłą gładką kitkę, nie pojmuję, źle się czuję w takiej fryzurze (zwłaszcza jak z gładkiej robi się potargana przez wiatr) i raczej nieprędko się znów tak uczeszę. 

To tyle na dziś, papa:)


Spodnie - New Yorker
Torba - Deichmann
Top,  marynarka, buty - Atmosphere, sh

poniedziałek, 26 marca 2012

Błękit z pomarańczą - sobotni spacerek

Witajcie, dzisiaj wspomnienie miłej, słonecznej soboty, kiedy to miałam zajęcia w szkole, a potem wybrałam się z dziewczynami na mały spacer po kilku sklepach oraz okolicach Półwiejskiej i Starego Browaru.

Wszystkie zdjęcia robiła mi Zielona Szafa (o ile szafa może robić zdjęcia, hehe), którą bardzo wam polecam! Normalnie nie mam na blogu tak poprzerabianych fotek, ale skoro "Szafa" Aneta miała ochotę się pobawić w fotoszopie, to czemu nie? :)

Ostatnimi czasy tak się złożyło, że bardzo dużo pisałam. Przez 2 dni napisałam co najmniej 25 stron w Wordzie (czcionką 11, marginesy 1cm:P), także już mi trochę klikanie w klawiaturę zbrzydło, wena już mi się wypstrykała. Napiszę jeszcze tylko dwa słowa o tym co miałam na sobie i kończę. 

Choć dotychczas nie przepadałam za pomarańczem i miałam niewiele rzeczy w tym kolorze, trochę mi się odmieniło po spontanicznym zakupie bransoletki-kokardki. Do kompletu idealnie mi się wpasował lakier otrzymany od Asiuni. Poza dodatkami w stroju dominuje biel i błękit. Wydaje mi się, że połączenie tych kolorów razem fajnie wyszło. Wiosennie i świeżo. Był wtedy taki piękny dzień :)

Życzę wam przemiłego wieczoru i do usłyszenia!


Wszystko z sh poza:
Torbą - Deichmann
Okularami - z Darłóóówka
Bransoletką - Drogeria Natura
Kolczykami - Drogeria osiedlowa

wtorek, 20 marca 2012

Szczególny nastał dziś dzień!!

Witajcie, piszę do was w szczególnym dniu. Udało mi się zamknąć definitywnie pewien etap w życiu. Wcale tego nie chciałam, bardzo mi było szkoda studenckich lat, ale skoro to było nieuniknione - cieszę się, że w końcu się stało, że osiągnęłam ten sukces!

Latem, w wakacje z wielu przyczyn byłam strasznie załamana, m.in. praca mgr spędzała mi sen z powiek. Był moment, że nie wierzyłam, że kiedykolwiek uda mi się wyjść na prostą i po prostu wszystko przezwyciężyć. Nie no... wierzyłam, miałam nadzieję, ale nie potrafiłam sobie tego wyobrazić, zdawało mi się odległe o lata świetlne! Pamiętam, że wtedy obiecałam sobie, że w nagrodę jak uporam się ze studiami zrobię sobie tatuaż. W założeniu miałby on przypominać mi o tym jak wiele pokonałam (nie mówię tu tylko o studiach i mgr) i motywować do dalszego działania. Czyli cooo, wychodzi na to, że teraz już mogę sobie ten tatuaż robić, ale na razie nie jestem zdecydowana na wzór ani miejsce, zatem temat zawieszam do odwołania. 

Bukiet na zdjęciach nie jest dla mnie, tylko dla pani, której cholernie dużo zawdzięczam! Wczoraj miałam straaaszny dzień pod względem fizycznym, do tego nieprzespana noc, więc na zdjęciach wyglądam na wymęczoną i zdepniętą. Choć i tak makijaż zdziałał cuda :) Będę miała teraz ciut więcej czasu, więc odwiedzę wasze blogi, albo raczej pokomentuję, bo odwiedzam regularnie.

Ubiór miał być wiadomo jaki, galowy. Wszystko co mam na sobie jest ulubione! Do środka w moją jedyną wąską spódniczkę odważyłam się wsadzić koszulę. Może dzięki paskowi albo nie wiem dzięki czemu, ale chyba wygląda to dobrze i nie straszę dupą jak czydrzwiowa szafa? ;) Wszystkie elementy garderoby pokazywałam już na blogu i chyba zawsze mówiłam, jak bardzo je lubię! Zdjęcia mi robił tatuś, który mi towarzyszył w tych ważnych chwilach.


Spódniczka - H&M %
Szal - Diverse
Koszula, sweterek, buty, torebka - sh
Pasek - sklep na Roosevelta

niedziela, 18 marca 2012

Śledziowa spódniczka i koło zamachowe

Siemanko Kochani :)) Dzisiaj znów dobry humor mam, zważywszy na wiele okoliczności. To co mnie przygnębia staram się usilnie od siebie odsunąć, a delektuję się tym co jest FAJNE! Dzisiaj znów parę godzin w szkole. Nauczycielka co chwilę gadała, że wie jak bardzo nam się na pewno nie chce, każdy tylko myślał jak tu się szybciej zwinąć do domu... a ja wprost przeciwnie. Coś ze mną jest nie tak, haha? Ale zaraz, zaraz, w szkole są fajni ludzie, uczymy się ciekawych na maxa rzeczy, słoneczko za oknem świeci... Dlaczego miałoby mi się nie chcieć?!

Znowu mi się gadana włączyła. Piwko zimne po szkole sobie sączę, a różne człowieki już dawno mi zwróciły uwagę, że jak trochę % uderzy do główki to gadam jak najęta. Zatem jeśli kogoś nie interesuje co mam tym razem do powiedzenia - zapraszam na dół posta, do ostatniego akapitu!

Mam pełno planów na najbliższy czas, w sensie rozwoju osobistego. Tak jak jeszcze niedawno nie miałam za cholerę pomysłu na dalsze życie, tak teraz mam ich całkiem sporo i nie pozostaje nic innego, jak po kolei wcielać w życie. Dotychczasowe sukcesy dodają skrzydeł. Dziękuję wam wszystkim za wiele ciepłych słów i dzielenie się ze mną swoimi przeżyciami. To mi dało też niezłego kopa. Zdaję sobie sprawę, że jestem typem człowieka "zmiennonastrojowego" i po prostu tak już ze mną jest, że mam wieczne huśtawki, więc na pewno za jakiś czas znów mi humor siądzie, ale póki co staram się do tego nie dopuścić. Przypomniało mi się to co mi kiedyś powiedział szwagier, lata temu. Ciekawa rzecz!

Otóż powiedział mi, że czasem na początku jest bardzo ciężko uwierzyć, że coś się uda, wykrzesać z siebie siłę, nadzieję, energię. Ale tak jak w kole zamachowym (dobra, nie wiem jak to działa, nie znam się na mechanice, on mi to wtedy wyjaśnił, ale teraz to już tego za Chiny nie odtworzę) wszystko się nakręca, w tym sensie, że jak się zrobi pierwszy krok, to drugi jest już łatwiejszy, jak się zrobi drugi, to trzeci jest łatwiejszy itd. Ponadto wszystkie sukcesiki małe powodują, że poprawia nam się nastrój, zaczynamy wierzyć, zaczyna nam się chcieć i osiągamy kolejne sukcesy, nieco większe. Po nich mamy już taką satysfakcję i energię, że osiągamy kolejne - jeszcze większe. Itd., itd. Mam nadzieję, że kumacie o co chodzi :D 

W każdym razie w momencie, gdy jesteśmy w dole i nie mamy siły i ochoty na cokolwiek musimy pamiętać, że po pierwszym kroku będzie łatwiej (a często niestety o tym się zapomina). Ja walczę od jakiegoś już czasu i powiem wam, że ta zasada naprawdę działa! Ważne tylko jest, aby w momencie osiągnięcia jakiegoś sukcesu, "wskoczenia poziom wyżej" bardzo wyraźnie sobie to powiedzieć, docenić, zauważyć. Żeby to nie uszło naszej uwadze. Wtedy nasz musk dostanie bodziec do dalszego działania! Jeśli tego się nie zrobi, emocje opadną, prześpimy się i na drugi dzień "zapomnimy" o tym co dokonaliśmy, zwolnimy, koło się zatrzyma, a nie nakręci. Działa, bez kitu to działa!!

Akapit ubraniowy :) Nie wiem jak ja to robię, naprawdę, ale czy mam rano 0,5 godziny czy 2 to i tak nigdy nie mogę zdążyć. Dziś to samo, miałam szkołę na 13, a i tak się 10 minut spóźniłam :P Przymierzyłam kilka zestawów odzieżowych, chciałam, żeby było kolorowo i wiosennie. Do tej śledziowej (bo jak byłam mała to mi się wydawało, że kolor łososiowy się nazywa śledziowy i tak już zostało) spódniczki dobierałam różne inne jasne ubranka, różowe, szare, brzoskwiniowe... Ale ostatecznie uznałam, że z czernią prezentuje się najlepiej. Nic oryginalnego, trudno. Ale bluzeczka jest fajna, bo ma ładne bufki no i prześwitujące kółeczka. Do całości dobrałam sobie szalik w jaskółki, który jest obecnie moim ulubionym. A wiecie co jest najlepsze? Że nie miałam nic więcej na sobie, tylko ten cienki sweterek. Wiosno, witaj!

Zapraszam do polubienia mnie na FB. Zapytano mnie kiedyś po co mi to - odpowiem przy kolejnej okazji, teraz ten post i tak jest już za długi :) >>KLIK<<

Aaaa, P.S.! Odkąd mam ten eyeliner w słoiczku... zaczęła się dla mnie nowa era kresek! Nie wiem czy miałam kiedykolwiek kosmetyk, który bym tak MEGA pokochała. Mam ochotę malować kreski 10x dziennie, szkoda, że mam tak mało oczu. Uwieeeeelllllbiam ten eyeliner oraz generalnie tą ajdiję produktu w słoiczku i osobny pędzelek (w przeciwieństwie do kupnych płynnych tuszy z pędzlem/badylem jako zamknięciem jednocześnie). Polecam :)

 Dziękuję Gosiu za fotki! :D

 Wszystko pochodzi z sh, poza szalem: Diverse oraz biżuterią.

piątek, 16 marca 2012

Rumak, lato, spotkanie, fryzjer i inne cudne rzeczy :D

Cześć Kochani, dzisiaj dla odmiany będę was zarażać dobrym humorem, optymizmem i energią. Po prostu dzisiejszy dzień obfitował w fajne rzeczy, a to zawsze dodaje człowiekowi skrzydeł. 

Najwięcej radości dał mi rowerek. Jeździłam już w tym sezonie, ale były to ledwie dwa razy po 2-3km, także słabo. A dziś odbyłam swoją pierwszą wycieczkę, a właściwie nie wycieczkę tylko zwyczajnie zjeździłam sobie Poznań i pozałatwiałam wszystkie sprawy (też owocnie). Na pierwszy raz 20 km to chyba nieźle?:)

Kolejna rzecz: pogoda. Wróciłam przed chwilą do domu i mogę wam przysiąc, że powietrze nie pachnie wiosną. Pachnie LATEM! Zdaję sobie sprawę, że pewnie jeszcze sto razy zdąży zrobić się zimno i do dupy nim przyjdzie prawdziwe lato, ale i tak buzia mi się śmiała sama cały dzień! Patrzyłam na swój odsłonięty duży dekolt i rękawy 3/4 i aż nie mogłam uwierzyć, że to JUŻ, w końcu gUpia zima poszła precz :P

Spędziłam dzisiaj parę godzin z Alicją, byłyśmy razem u fryzjera, potem na spaghetti i spacerze. Choć mój strój dzisiaj nie był jakiś szczególny (chodziło tylko o wygodę i wiosenne kolory), to i tak Ala zrobiła mi zdjęcia, aby uwiecznić ten piękny i radosny dzień na moim blogu! Miałyśmy meeeega dużo śmiechu przy pewnym arcyważnym nagraniu, haha, no nie mogę :D

A propos fryzjera: Ala znalazła niedawno Groupona do Pacykarni, więc skorzystałyśmy. Żadnych szczególnych zmian na głowie nie mam, ale chodziło mi o pozbycie się siana i nadanie ładnego kształtu. Jestem bardzo zadowolona, tyle że po wyjściu od fryzjera włosy są zawsze takie śliskie, gładkie i ulizane - zauważyłyście? Muszę je umyć i uczesać po swojemu:)

Ach, byłabym zapomniała! Jeszcze jedna miła rzecz. Choć znikające z portfela pieniądze specjalnie mnie nie cieszą, to nowe rzeczy, które pojawiają się na ich miejsce już tak. Odwiedziłam dziś Naturę i dałam się ponieść. Troszkę. 
 - Po pierwsze zakupiłam sobie płyn przyśpieszający schnięcie lakieru (już go kiedyś miałam i uważam, że jest super).
 - Po drugie kupiłam sobie konturówkę do ust, bo moja czerwona była stara i kiepska. W ogóle wiecie jak ciężko znaleźć idealnie CZERWONĄ konturówkę?! Żeby jeszcze do tego była tania to już tym bardziej. No więc wzięłam tą, i jest w miarę ok.
 - Po trzecie, najważniejsze: zakupiłam sobie eyeliner w słoiczku. Już dawno o takim myślałam, ale póki miałam zapas takiego w płynie z badylem na końcu, nie chciałam kupować. Jak na razie jestem zachwycona jego jakością, choć wypróbowałam tylko na ręce. Nie chciał zejść nawet od mydła!! Super! Pędzelek identyczny (acz z Sephory) już miałam, ale wykorzystuję go do malowania brwi, więc zakupiłam sobie z Essence tylko do eyelinera.

A tak mi się przypomniało... wczoraj miałam chwilkę czasu, a że niedaleko był Rossmann... Zobaczyłam eyelinery w płynie, właśnie takie z pędzelkiem na końcu, firmy WIBO. Jeden kosztował chyba z 6-7zł, więc wzięłam. NIECH WAM NIGDY NIE PRZYJDZIE DO GŁOWY GO KUPOWAĆ!! Gówno, jak mało co. Grrr, nie wytrzymał mi na ręce nawet 10 minut (a nie myłam jej, zwyczajnie szłam i standardowo używałam rąk). Pomalowałam nim oczy po powrocie do domu. Nie wiem ile czasu później, ale nie więcej jak 1-2 godziny, spojrzałam w lustro, a tam.... brak ogonków!! (wiecie, tych "jaskółek" w zewnętrznych kącikach). Nieee, naprawdę tak być nie może. Kosz natentychmiast!!

Dobra, kończę na dziś. Jutro szkółka, w niedzielę też, a potem nowy tydzień pełen wyzwań. Do usłyszenia i zobaczenia, papa :)

To jeszcze przed fryzjerem. Na głowie miałam chustkę W ŻABY, ale jakoś zapomniałam ją lepiej obfotografować!
Mój najulubieńszy ostatnio zestaw bransoletek
"Nieee, to słabe jest"
"No i czemu mi nie mówisz, że się uśmiecham jakbym miała szczękościsk?!"
Haha, wszystko Essence! Bardzo lubię tę firmę. Tania, a DOBRA!

Sweterek, bluzka, buty - sh
Spodnie - New Yorker
Torba - Deichmann

środa, 14 marca 2012

Hot right now

Cześć moi Drodzy, 
kiedyś wyczytałam, że na dobrym blogu posty powinny być regularnie dodawane, a jak na razie to ja sobie w tym marcu jakieś kpiny urządzam ;), więc postanowiłam się do was odezwać. Za parę dni pewnie dodam ciekawszego posta, a dziś:

1. Przypadkiem znalazłam wczoraj fajny kanał na YT i chciałabym wam go polecić. Łatwe, szybkie i niedrogie przepisy kulinarne, duża dawka humoru i ogólny luz prowadzącego (nie lubię typowych filmów/programów o gotowaniu, ale te są bardzo spontaniczne, wartkie i śmieszne).


2. Co u mnie słychać? Dziś zaliczyłam dwa sukcesy: jeden średni, drugi większy, a to wszystko zmierza do jeszcze większego w niedalekiej przyszłości. Przyznam, że bardzo się cieszę i mam dobry nastrój z tego powodu. Moja absencja na blogu wynika w ogóle z braku czasu, co akurat jest bardzo fajne, bo nadmiar nicnierobienia już mi od dawna doskwierał. Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze pod ostatnim postem, wasze ciepłe słowa dodały mi otuchy i wywołały dużo uśmiechu!! Dodatkowo miłych doznań dostarczyło mi ostatnio moje prywatne otwarcie sezonu rumakowego! Eee, rowerowego! Ale śmieszniej brzmi, że ujeżdżam rumaka, nie? :D Od tygodnia piję jakąś torpedę z magnezem, bo miła pani w aptece powiedziała, że to pomaga na WIECZNE zmęczenie i zły nastrój. Na razie nie widzę, żeby działało, ale jestem cierpliwa.

3. Ja już tak mam, że jak się do jakiegoś utworu/wykonawcy przypnę, to go słucham, aż mi się znudzi. Wiem, że to debilne, no ale co tam:) Obecnie "na tapecie" jest ten oto utwór i różne jego remixy. Radosny, pełen energii i życia - daje porządnego kopa! Nie zamieszczam samego paseczka, ale i cały teledysk, bo też jest mega pozytywny!


4. Tak żeby nie było pusto w poście - wspomnienie zeszłego, cudownego, słonecznego, radosnego i kolorowego marca. 


Pozdrowienia dla wszystkich czytelników, wracam pędem do roboty, żegnam się i do zobaczenia niebawem!
Dobranoc:)

poniedziałek, 5 marca 2012

Wiosenne wynurzenia i mnóstwo kwiatów!

Cześć Kochani! Dzisiaj chciałabym sobie troszkę pogadać oraz pokazać wam mój strój z soboty. Byłam zaproszona na urodziny koleżanki, zatem niechętnie, ale poszłam. Mam już dość wyjść, imprez, picia itd. Nie że wyrastam z tego, ale chyba mam chwilowy przesyt :) Wydaje mi się, że wyglądałam dużo lepiej, niż to widać na zdjęciach, byłam zadowolona z zestawienia, a przede wszystkim z fryzury. Tak, przyznaję, poszalałam z kwiatami, ale czułam się z nimi rewelacyjnie. Pamiętam jak kiedyś na moim najukochańszym blogu ever wyczytałam "...But it's impossible to ever wear too many or too big flowers in your hair.". Bardzo przypadło mi do gustu to stwierdzenie, link do całości TU. Tak, tak, to wszystko przez tą panią :)

Kolejne akapity to moje wynurzenia, więc jak ktoś nie ma ochoty tego czytać: zapraszam na dół do zdjęć!

Moi drodzy, gdzie nie spojrzę tam ludzie radują się z wiosny, wszyscy mają zapał do zmian, do porządków wiosennych, coraz więcej energii po zimie i uśmiech na twarzy. Przyznam, że mnie to motywuje i inspiruje, sama poczułam dzisiaj ochotę na sprzątanie. Oczywiście, wypadałoby gruntownie posprzątać mieszkanie, zmienić wystrój na wiosenny, wprowadzić może jakieś nowe elementy. Ale zdecydowanie bardziej przyda się gruntowny remont w mojej głowie, oj tak. Wiecie, zeszły marzec był cudowny! Na blogu też widać było tego odbicie, "marzec bez czerni", ukochany przy boku i mnóstwo uśmiechu (KLIK). Mniej więcej od maja wszystko się zaczęło sypać, potem w październiku i listopadzie nastąpiła kulminacja tragedii, zaś od Nowego Roku staram się wszystko wyprostować i nadać sprawom pęd. Taaak, ale moje starania przypominają sytuację, gdy mały pisklaczek chce wyfrunąć z gniazdka, a nie ma na to sił. Najwyższy czas, by owy pisklaczek dorósł i pełen energii odbył swój pierwszy lot. Wiosna jest świetnym motywatorem i wierzę, że w końcu wszystko się ułoży!

Najgorsze, że czuję się bardzo obco w życiu, które obecnie wiodę, jak by to wytłumaczyć... czuję się jakby ktoś mnie nagle wstawił w życie innej osoby, albo jakbym grała w jakimś filmie. Jeszcze jedno porównanie: czuję się jakbym dryfowała na morzu, bez stałego gruntu pod nogami. Wszystko co się dzieje, dzieje się obok mnie, a ja staram się nie utonąć, a zarazem udawać przed całym światem, że nie tonę! Najwyższy czas dopłynąć do brzegu, otrzepać piórka i zacząć IŚĆ do przodu! Chwilami spokoju na morzu są spotkania z przyjaciółmi i naprawdę znaczące coś dla mnie sukcesy, jednak jest tego zdecydowanie za mało. Z Hanią i Alą spotykamy się zdecydowanie za rzadko, a one są dla mnie obecnie jedyną niezmienną i stałą rzeczą, są czymś starym i znanym, z nimi się czuję na swoim miejscu, w MOIM świecie. Na każdym kroku zmiany, wciąż jacyś nowi ludzie, nowe wyzwania. Nie lubię zmian, nie lubię! Oczywiście przyjemne i w umiarkowanej ilości - jak najbardziej. Ale nienawidzę zmian drastycznych, wywracających życie do góry nogami, a przez takie właśnie zmiany przedzieram się od roku niczym przez kolczaste chaszcze lub dżunglę amazońską...

Czy nie przesadziłam ze szczerością? Nawet jeśli nikogo to nie obchodzi, potrzebowałam takiego uzewnętrznienia. A to tylko mały wycinek tego co się dzieje w mojej głowie. Podsumowując, idzie wiosna... a nawet w przysłowiu, w przenośni mówi się, że po każdej zimie (=ciężkich czasach) przychodzi wiosna (=lepsze czasy). Czyż może być lepszy czas na wyprostowanie wszystkiego? NIE :)


Koszula - New Yorker
Spódniczka - sh
Kwiaty - H&M
Botki - sh
Torba - sh
Szal - Diverse




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...