niedziela, 28 listopada 2010

Hold on

Z Alice i Han mamy taki zwyczaj, że spotykamy się co jakiś czas u każdej z nas w domu. Na moim blogu również widać ślady tegoż zwyczaju. Tu i tu. Pod koniec października przyszła kolej na Alę, jako gospodynię. Było jak zwykle bardzo sympatycznie, wesoło, swojsko i pysznie!! Już nie mogę doczekać się kolejnego spotkania, tym razem u Han, już za 2 tygodnie :)
 

 Poniżej bransoletka, niestety nie moja, a Alicji. Podobno ręcznie robiona przez jej koleżankę, zachwyciła mnie bardzo. Pomyślałam, że przymierzę, a zdjęcie pokażę wam :)
A na sam koniec dowód, że dietetyczne może być zajebiście pyszne!! Przetarte truskawki, jogurt grecki i pokruszone herbatniki. Nie pomyślałabym, że może być aż tak supersmaczne!

Spodnie - River Island
Marynarka - Warehouse (częściej noszę dość podobną, ale dłuższą. Sądzę, patrząc na zdjęcia, że tu też lepiej by tamta pasowała...)
Top biały i siateczka czarna - sh
Buty - Atmosphere (TU dobrze widoczne)
Naszyjnik - House
Bransoletka - H&M (niepotrzebnie ją do tego zestawu założyłam)

poniedziałek, 22 listopada 2010

Cheers

Właśnie się nieźle uśmiałam. Wiecie na pewno jak to jest, kiedy człowiek ma za sobą imprezę i generalnie wszystko pamięta, ale jednak pojawia się pewna wątpliwość, czy np. nie powiedziało się czegoś głupiego. Rano obudzona w niezwykle miły sposób przez gospodynię wczorajszej imprezy słowami: "wstawaj, jajecznica i jaśminowa zielona herbatka czekają" poczułam się naprawdę rewelacyjnie. Z perspektywy czasu sądzę, że chyba nie byłam do końca trzeźwa, ponieważ dopiero po południu dopadło mnie to, co ludzi w podobnych okolicznościach dopada... Niemniej jestem niezwykle zadowolona z wczorajszego wieczoru z moimi kochanymi dziewczynami. No i właśnie, tak jak mówiłam, przed chwilą się ładnie pośmiałam, bo Han wysłała mi zdjęcia i stwierdzam, że są one bardzo fajne :) Plusem, jeśli chodzi o bloga, jest to, że zawsze mam problem z pozowaniem, nudzą mnie wciąż te same moje miny na zdjęciach itd. Tym razem, jak to po %, zupełnie nie myślałam o pozowaniu co dało dość ciekawe efekty, zwłaszcza w połączeniu z faktem, że Han lubi robić zdjęcia z zaskoczenia. Ale żeby była jasność, poniżej widać tylko te zdjęcia, które się nadawały do pokazania szerszej publice ;-)


 czarna bluzka - H&M (cholernie mi się podoba)
top w paski - sh
spódniczka (ta sama co poprzednio) - sh + DIY
naszyjnik - prezent
chustka - no name

poniedziałek, 15 listopada 2010

Bo chodziła za mną biała koszula...

Ostatnio oglądałam sobie blogi moich idolek. Chociaż blogów szafiarskich jest pełno, wiele z nich naprawdę lubię i podziwiam, to mam 2 ulubione, oba znane wam doskonale. Jeden ze względu na fantastyczne zdjęcia, godne podziwu stylizacje i zwyczajnie po prostu  za to, że jest świetny. Jest to blog sannas-land-of-illusion. Kolejny z nich jest moim absolutnie ulubionym spośród wszystkich. Wybaczcie cała reszta! Mowa tu o blogu Styledigger. Nie chcę się rozpisywać dlaczego właśnie on. Po prostu on. Ale do czego zmierzam? Mianowicie przeglądałam sobie ostatnio oba te blogi CAŁE i jeszcze kilka innych i zwróciłam uwagę na białe koszule. Nigdy nie przepadałam za koszulami w ogóle, ale teraz zaobserwowałam, że można z nimi stworzyć bardzo fajny look, wcale nie zbyt elegancki i sztywny, wprost przeciwnie. A że ja nie lubię eleganckich i sztywnych zestawów to przemyślałam kwestię i postanowiłam się ubrać dzisiaj tak, jak widać poniżej. Widoczną koszulę lubię za jej świetny materiał, dopasowany krój i ciekawe "pliski" czy nie wiem jak to nazwać. Mam w szafie jeszcze sporo innych (bo często noszę do pracy), ale ta podoba mi się szczególnie.

Motyw "pszczółki albinosa" lubiłam od zawsze i tym razem fajnie mi przypasował. Spódniczka może się wam nie spodobać, ale ja ją strasznie lubię więc trudno. 

Na koniec chcę powiedzieć, że odczuwam olbrzymi, straszny i tragiczny brak czarnych, wąskich spodni (albo w ogóle jakichkolwiek nowych!), butów (bez przerwy tylko te czarne, nudno!), torebki (noszę w kółko 2-3, no ileż można!) oraz kurtki (nie mogę już patrzeć na tą skórzaną, a reszta rzadko kiedy mi pasuje)... Eh, coś czuję, że jak tylko dostanę wypłatę to lecę na zakupy!! :D
 top - sh
spódniczka - sh + DIY
koszula - zara
kurtka - C&A
buty - Deichmann
bransoletka - H&M
szal - sh

sobota, 13 listopada 2010

I Refuse

Ponieważ do pracy (kelnerki) mogę w zasadzie nosić to co chcę, byle było w miarę eleganckie, to jakoś upodobałam sobie poniższą spódniczkę. Nosiłam ją wiele, wiele razy do pracy, ale "na co dzień" tylko raz i był to egzamin w czerwcu. I ostatnio sobie myślę, wtf, przecież ona jest za ładna, żeby ją "marnować" do pracy! No więc założyłam ją sobie na zlot rodzinny i już więcej do pracy jej nie założę! Moje rajstopeczki - w - kropeczki mimo, że kosztowały 20 zł (czyli nie tak mało) były uprzejme nie wytrzymać każdorazowego podciągania do góry po wizycie w klozecie, w związku z czym wyjeżdżając od ciotki miałam w nich 5 dziur. Tak, często sikam lol buuu i znowu nie mam rajstop w kropki!!

Zdjęcia w domu, na moim cudownym nowoczesnym balkonie haha i na spacerze z rodzinką.
 
Spódniczka - Atmosphere, sh
Top - H&M
Sweterek ze srebrną nitką - Atmosphere, sh
Pasek - sklep przy Kaponierze :)
Buty - Deichmann (już przywykłam i są bardzo wygodne jednak i chodzę w nich aż za często)
Kurtka - C&A
Opaska - NewYorker
Kolczyki - Cropp
Szal - sh

niedziela, 7 listopada 2010

Splash

Wchodzi facet do restauracji, siada, prosi o menu. Myśli, kombinuje, marudzi, w końcu chce golonkę. Bardzo proszę, oczywiście, zaraz podamy sztućce itd. Nagle: hmmm czy ja będę miał czym zapłacić?? No to lepiej niech pan sprawdzi!! Na to facet wyjmuje zwitek (!!!) 50-eurówek. Przyjmujecie eurosy? No ba! 

Facet zjadł, zamówił jeszcze dwie 50-tki Finlandii czy czegoś tam, wypił, przychodzi płacić. Pokazuje 50 euro: czy to mi wystarczy? Oczywiście, że wystarczy, już wydaję resztę. Ależ nie trzeba, nie trzeba! Do widzenia. 

Krótka matematyka: golonka 30 zł, 2x Finlandia 18 zł = 48 zł. 50 euro lekko licząc 200 zł. Napiwek - wow!

Fajnie pracować w gastronomii, naprawdę fajnie! Szczególnie jak się o takiej historii człowiek dowiaduje od kolegi, który miał dyżur poprzedniego dnia i owy napiwek zgarnął. Ja cholera nie miałam takiego szczęścia ;-)
 Foty z piątkowej imprezy w akademiku. Strasznie miałam na takową ochotę i strasznie się cieszę, że ową ochotę zaspokoiłam :D

LOVE IT,  LOVE IT, LOVE IT, LOVE IT:

środa, 3 listopada 2010

Urodzinowo pt. 3 - In my memory

Hej :) Dziś w końcu mam chwilę czasu i wenę przede wszystkim, aby napisać o tym, o czym już dawno chciałam. Mianowicie mam ochotę podzielić się z wami pewnym podsumowaniem minionego roku. Jeśli ktoś nie ma ochoty czytać, to zapraszam do zdjęć poniżej :)

We wrześniu minął rok od założenia bloga. Wow, nie spodziewałam się, że tyle tu wytrzymam, szczególnie, że początki były trudne. Zderzyłam się z przykrą rzeczywistością, z którą początkowo nie chciałam się pogodzić. Bo usłyszałam sporo przykrych słów! Fakt, że często napisanych bardzo chamsko i niekulturalnie, ale początkowo nie chciałam zauważyć w nich nawet ziarenka prawdy.

Zawsze lubiłam ciuchy, ale w do końca liceum właściwie średnio się nimi przejmowałam, a modą to już zupełnie nie! Jak poszłam na studia to zaczęłam zwracać uwagę na to co noszę, jednak dobierałam stroje według mojego nieokreślonego niczym klucza. Innymi słowy nosiłam to co mi się podoba, to co wydawało mi się ładne, śliczne, w czym się czułam dobrze. W zasadzie w tym miejscu przydałoby się nawiązanie do mojej tożsamości, gdyż właściwie wiele się w tym zakresie zmieniło. Na studiach związałam się z chłopakiem, który słuchał zupełnie innej muzyki niż ja, lubił kolorowe ciuchy (a ja czarne) i w ogóle był inny. Pod jego wpływem bardzo się zmieniłam. W tym sensie, że zaczęły mi się podobać zupełnie inne rzeczy niż kiedyś, zaczęłam słuchać "jego" muzyki, wiecie jak to jest pewnie. Stopniowo rezygnowałam z siebie, przy czym odbywało się to jakby samoistnie, bez jakiegoś żalu. Tak więc moja metamorfoza ubraniowa odbyła się pod dużym wpływem chłopaka, który często utwierdzał mnie w przekonaniu, że ślicznie wyglądam, co też odbiło się na moim poczuciu, że znam się na modzie jak nic!

Trochę zboczyłam z tematu :) Bo chciałam pisać o tym, że mi się zawsze wydawało, a już na pewno w momencie zakładania bloga, że mam niezłe wyczucie mody. Że całkiem sporo wiem i że fajnie dobieram stroje. Teraz wiem, że ja GÓWNO o modzie wiedziałam. Nie miałam pojęcia o tym co wyczyniają szafiarki, o tych cudach jakie potrafią wyczarować. O tym co to znaczy dobierać dodatki, co to znaczy niebanalny strój. Ba, nadal jestem daleko daleko w tyle, ale przynajmniej mam tego świadomość! Czasem jak patrzę na to co kiedyś nosiłam (i nie chodzi mi tylko o zdjęcia z bloga, ale w ogóle o różniste foty) to się za głowę łapie!

Tak więc miniony rok uświadomił mi bardzo wiele rzeczy. Spojrzałam na siebie zupełnie innym okiem, zauważyłam wiele błędów. Ale to nie koniec pozytywów. Ważne jest również to, że zrozumiałam co ja naprawdę tutaj robię, po co mi blog. Nie znam się na modzie, ewidentnie nie mam do tego drygu. Ile ja się czasem namęczę, żeby złożyć jakiś zestaw!! Mam bloga bo sprawia mi ogromną radość. Przyzwyczaiłam się do niego i nie widzę powodu, żebym go porzucała.

Uwielbiam ciuchy, ale nie w takim bardzo ściśle modowym znaczeniu. Nie lubię pokazów, projektantów, nie podniecam się nowymi kolekcjami i trendami na 3 lata w przód. Mam to gdzieś, po prostu. Kocham chodzić po sh, zapełniać moją szafę kolejnymi zdobyczami, oglądać blogi cudownych dziewczyn, zachwycać się jak one wpadły na to, żeby połączyć takie ciuchy w świetną całość, po czym sięgać do mojej przepełnionej szafy, zakładać rzeczy w których dobrze się czuję i przemierzać Poznań z podniesioną głową!!

I właściwie chciałam napisać dużo więcej i zupełnie inaczej. Ale pisząc mam wrażenie, że i tak nie oddam tego co naprawdę myślę. Istota jest taka, że uświadomiłam sobie wiele rzeczy i znalazłam się bliżej odnalezienia siebie. Dobrze mi z tym. Obecnie jestem na rozdrożu trochę, przechodzę ważny okres i możliwe, że znajdzie to odzwierciedlenie na blogu. Jeśli tak się stanie to dobrze, jeśli nie - też nic nie szkodzi. I tak mnie nie znacie. Haha, kiedyś jakiś anonim mi napisał, że jestem zarozumiała. Boże, ja i zarozumiałość? To przykre, że zbudowałam nieprawdziwy obraz siebie, ale czy to właściwie jest możliwe, pokazać jakim się jest naprawdę? 

W każdym razie podsumowując. Mam nadzieję, że mój blog będzie coraz lepszy, że za rok spojrzę wstecz i będę z siebie dumna. Mam nadzieję, że będziecie go chętnie czytać i oglądać. I że dowiem się jeszcze więcej o sobie samej. Peace!
P.S. Kiedyś, 100 lat temu i nie wiem gdzie zobaczyłam TO zdjęcie. Od dawna chodził za mną zestaw inspirowany tym ze zdjęcia, więc ostatnio spróbowałam. Musiałam zmodyfikować trochę swoją wizję, żeby pasowała do obecnej pogody :/

P.S. 2 Halo halo, mam prośbę do Anonima, który pod poprzednim postem napisał, że właśnie tamte zdjęcia wbrew temu co napisałam nie są do końca autentyczne jego zdaniem. Proszę cię napisz, dlaczego tak sądzisz. Jestem szczerze ciekawa, bardzo mnie interesuje co na tych zdjęciach jest, co każe wątpić w autentyczność. Bez ironii, serio proszę! W komentarzu, albo na maila :))
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...