Hej, witam was ja po 4 dniach świetnego wyjazdu!
Ostatni tydzień był tak niesamowicie zabiegany, że nie miałam czasu się spakować - zostały mi na to ledwo dwie godzinki. Ale podołałam i o 18 po pracy w środę już siedziałam w samochodzie w drodze do Kostrzyna! W dzisiejszym poście będzie sporo tekstu, więc jak ktoś nie chce czytać - zapraszam do obejrzenia zdjęć (są podpisane).
Jestem już po Woodstocku, więc mogę powiedzieć, że chyba z tego wyrastam. Rok temu byłam zachwycona atmosferą tam panującą, muzyka bardzo mi się podobała, a przynajmniej nie przeszkadzała. Spędziłam tam wtedy bite 4 dni i nie miałam dość. W tym roku było odwrotnie: nie dostrzegałam na około fajnych, normalnych ludzi (choć na pewno tacy byli), w oczy rzucali mi się tylko tacy zachlani, brudni, głośni, dziwni, nieapetyczni... Muzycznie też nie było jak dla mnie najlepiej, jednak przez ostatnie lata bardzo odeszłam od rocka. Dokładając do tego fakt, że pierwszego wieczora zgubiłam się i przez ponad godzinę nie mogłam odnaleźć namiotu i w ogóle ludzi można by pomyśleć, że wyjazd się nie udał. Ale jednak towarzystwo miałam wyśmienite, a pewne zdarzenie z ostatniej nocy na Woodstocku dodało +100 do całości.
Otóż umówiłyśmy się, że w piątek z samego rana ja będę prowadzić samochód do Świnoujścia, dlatego ostatniego wieczora w Kostrzynie darowałam sobie wszelkie procenty. Koszmarnie rozbolała mnie głowa i chciałam się wyspać przed podróżą, co było niemożliwe, bo w naszym namiocie poziom głośności muzyki był porównywalny do tego, jakby mi ktoś do ucha przystawił głośnik. Plus jakby ktoś mi walił obok głowy młotkiem (wibracje podłoża). Chciało mi się płakać, bo akurat grał tak przeobrzydliwy zespół (to tylko moje zdanie!!), że naprawdę nie mogłam wyrobić (sprawdziłam sobie po czasie, to było Ministry :O). Nie miałam gdzie się schować. Ale oczywiście w końcu poszli sobie w 3 dupy, zaczęło grać jakieś reggae i o cudzie udało mi się zasnąć. Budziłam się co jakiś czas, bo trudno inaczej przy takim hałasie, ale przynajmniej dźwięki były miłe dla uszu.
Za którymś razem znów obudziła mnie muzyka, ale tym razem był to zajebisty, basowy drop, charakterystyczny dla dubstepu (i nie tylko). W pierwszej chwili myślałam, że mi się poprzewracało w głowie (no gdzie takie rzeczy na Woodstocku??), ale wibracja w całym ciele nie pozostawiała wątpliwości. Spojrzałam na zegarek - 1:20. Zatapiałam się w cudownych dźwiękach, momentalnie odechciało mi się spać. Zastanawiałam się tylko co to za zespół i jak długo już grają. Niewiele myśląc pogrzebałam w plecaku, znalazłam jakiś dłuższy t-shirt, który zasłoniłby mi tyłek (w ramach piżamki miałam bowiem na sobie legginsy) i tak jak stałam poleciałam pod scenę. Później okazało się, że koncert się dopiero rozkręcał, więc niewiele mnie ominęło. Byłam tak szczęśliwa, że słyszę drum'n'bass i trochę dubstepu (pomieszane z rockiem) właśnie na Woodstocku, nie spodziewałam się tego! Trochę ponad godzinę bawiłam się, tańczyłam i absolutnie delektowałam się tym co się dzieje. Zawiedziona, że to już koniec po koncercie zasnęłam w absolutnej ciszy (bo czymże jest tłum drących się na około ludzi wobec niesamowicie głośnych koncertów na dużej scenie)... Rozpisałam się, ale tak teraz sobie myślę, że to był najzajebistszy moment całego wyjazdu, łącznie z pobytem nad morzem.
Spodenki kończyły mi się mniej więcej tam, gdzie kończy się owe zdjęcie. To wiekopomna okoliczność - odważyłam się na szorty w miejscu publicznym od... chyba podstawówki! |
Taki ogólny widoczek, w pewnym stopniu obrazujący co tam się działo |
Odpoczynek przy namiocie, zdaje się, że przy jakiejś partyjce makao |
W piątek o 9 rano już siedziałyśmy w aucie w drodze do Świnoujścia. Podróż przedłużona o gratisowe 3 godziny stania w korku na prom, ale w końcu dotarłyśmy. Nastąpiło obowiązkowe spożycie rybki z frytkami i surówką, a do tego piwko z sokiem. Pospacerowałyśmy po Świnoujściu i muszę powiedzieć, że jest prześliczne, bardzo przypadło mi do gustu i na 100% tam kiedyś wrócę! Nigdy nie zapomnę wielu godzin spędzonych na plaży już po zachodzie słońca, zarówno pierwszego, jak i drugiego wieczora. Ciepły śpiworek, opary środka przeciwko komarom (llludzie, i tak mnie te potwory zeżarły, NIGDY w życiu nie miałam tylu ugryzień, wyglądałam jakbym miała ospę - nie żartuję!), lodowate piwko, szum morza i doborowe towarzystwo - lepiej mogłoby być chyba tylko z ukochanym przy boku!
Na promie do Świnoujścia |
Zdarłyśmy z siebie cały Woodstockowy brud i w drogę na plażing |
Nie, to nie jest uśmiech, to jest jakaś dziwna mina, ale... tylko na tym zdjęciu trochę widać, jakie mam fajne kolczyki :D |
Błogostan... |
Nie sądziłam, że do tego kiedykolwiek dojdzie, ale tak, oto ja w całej okazałości w bikini na blogu... :O |
Symbol Świnoujścia ponoć musiał zostać zaliczony |
Ostatni dzień niestety był mocno deszczowy i nie udało się poplażingować. Po krótkim spacerze zdecydowaliśmy się wracać powoli do Poznania. Wcześniej jednak zapuściliśmy się wgłąb Niemiec do najbliższego McDonalda, żeby sobie obczaić jak to u nich wygląda. Są różnice, są: mają obecnie świetne kanapki niedostępne w Polsce, dużo bardziej twarzowe koszulki i brak możliwości płatności kartą. Na wasze szczęście jutro muszę wstać o 5, a jest już niemal północ, dlatego moja opowieść skończy się już teraz, a nie za jakieś 500 stron tekstu dalej ;)
Ostatnie chwile Słoneczka w niedzielę, zaraz potem zaszło na cały dzień... |
Nie, nie, to nie żarcie tylko dla mnie, ale dla całej naszej czwórki :) |
Nie mogło zabraknąć jakiegoś reprezentanta koncertu, który mnie tak uszczęśliwił! Utworów The Qemists, które mi się podobają, jest dużo więcej, a ten (zwłaszcza słuchany w domowym zaciszu) nie oddaje tego POWERA z Woodstocku. Niemniej słucham tego teraz w kółko!
Ubrania:
Top w czachy - Atmosphere (chyba, sh)
Szorty - Lidl
Kolczyki z kolcami - H&M
Sukienka w zebry - H&M
Sukienka w kolorową zeberkę - Atmosphere (sh)
Kolczyki kolorowe - Claire's
Bikini - Atmosphere (sh)
Teraz tylko czekam na kolejny wyjazd, już niedługo. Pozdrawiam serdecznie wszystkich!
Musiało być świetnie :))
OdpowiedzUsuńfotorelacja jest cudna :)
zdjecia świetne chociaż wyrwałas się z domu:) a tym McDonaldem narobiłas mi ochoty na jakieś fast foody:)
OdpowiedzUsuńah, zazdroszczę
OdpowiedzUsuńPytanko, co to jest ten cholerny plażing ???? Czy to, to samo co dogging ???
OdpowiedzUsuńahh zazdroszczę wypadu nad Morze:)ja za rok mam nadzieje,że uda mi się wybrać nad Bałtyk:)pozdrawiam super zdjęcia przepełnione pozytywną energią:)
OdpowiedzUsuńjak najbardziej zazdroszczę;)
OdpowiedzUsuńbardzo lubię Swinoujście,często tam jezdziliśmy i lubiłam tez te wypady za granicę:)
OdpowiedzUsuńja sobie nie wyobrażam lata bez krótkich spodenek,to podstawa-czemu ty ich nie nosiłas od podstawówki?nie oceniaj siebie tak krytycznie,to znaczy swych nóżek :)
a oło Kostrzynia mamy rodzinę :)
bardzo przyjemnie czytalo sie Twoja opowiesc :)
OdpowiedzUsuńjak dla mnie za mało tekstu ;)
OdpowiedzUsuńFantastyczna sukieneczka na ostatnim zdjęciu ;)
Ehhh zazdraszczam tych wakacji... :*
Rewelacja Ramonies :) gratuluje odwagi i wspaniałego doboru kreacji :)
OdpowiedzUsuńStała czytelniczka
Aga
hi :) masz może więcej zdjęć z Woodstocku ? :)
OdpowiedzUsuńNiewiele więcej:)
Usuńhej, widzę, że wakacje mega udane i nawet pogoda nie popsuła planów i nastrojów.
OdpowiedzUsuńSłówko o storjach ;p kolorowa sukienka z odkrytą górą podoba mi się najbardziej !
Co się zaś tyczy niemieckich Mc Donalds to ciekawa jestem, czy są nadal takie kanapki z kiełbasą w środku zamiast kotleta ? Jak je pierwszy raz widziałam doznałam szoku, takie rzeczy to chyba tylko u nich ? :P
Woodstock, zazdroszczę :>
OdpowiedzUsuńNie obraź się, ale nie wyglądasz dobrze w stroju - masz grube, klocowate nogi i powinnaś popracować nad sobą. W tamtym roku byłaś fajną, niewychudzoną dziewczyną, a teraz niestety zaniedbałaś się badrzo
OdpowiedzUsuńNie obrażam się, bo wcale nie uważam, że wyglądam w stroju dobrze, ale... hehe jestem chudsza o kilka kilo niż w zeszłym roku także mylisz się grubo:]
Usuń