Witajcie Kochani! Dziś przybywam do was w dobrym nastroju, miałam bardzo miły dzień w szkole, pobyt tam zawsze dodaje mi skrzydeł, choć wcale nie jest to szkoła idealna, o nie! Po prostu kontakt z ludźmi, ciekawa tematyka zajęć, sam fakt wyjścia z domu dużo dla mnie znaczą. Jak ja bym chciała się cofnąć o... powiedzmy ze 4 lata. Chciałabym mieć znów 21 lat, być na drugim roku studiów... eh doceniałabym każdy dzień, każdy najnudniejszy nawet wykład. Nie mogę odżałować, że to minęło. Wy wszyscy którzy narzekacie, że musicie chodzić na zajęcia - przemyślcie to, zatrzymajcie się na chwilę i zastanówcie na co wy narzekacie! Tak mnie naszło na przemyślenia i refleksje, więc jak ktoś nie ma ochoty o tym czytać to niech ominie dwa kolejne akapity i przejdzie do ostatniego :)
Pewnie większość z was, a ja na pewno, mam tendencje do hmm jak to powiedzieć... odpychania czasu, niczym wody płynąc kajakiem. Wiecie o co chodzi, zamiast rozkoszować się chwilą, to myślę: byle do piątku, byle do urodzin, byle do świąt, byle do wakacji. Czas przecieka przez palce. Ostatnio naszła mnie refleksja, że najbardziej chciałabym nauczyć się żyć chwilą, tzn. w pełni ją doceniać i żyć tak jak bym miała jutro umrzeć. Co nie oznacza tylko zabawy, nie nie, wprost przeciwnie. Chciałabym nauczyć się wyciągać maksimum korzyści z każdego dnia, zarówno korzyści przyjemnościowych jak i korzyści typu wiedza, doświadczenie, dążenie do doskonałości... Jakiekolwiek inne postanowienie noworoczne bym poczyniła, będzie się ono zawierać w tym jednym, zatem tylko tego jednego będę się trzymać! Kontakt z ludźmi dużo mi daje, uświadomiłam sobie, że za mało mam kontaktu z ludźmi. Dość często spotykam się ze znajomymi, przyjaciółmi, ale powiedzmy, że czym mogli mnie zainspirować już zainspirowali. Dlatego spotykanie nowych ludzi, choćby w takiej policealnej szkole dużo dla mnie znaczy. Dodaje mi skrzydeł, sił i ochoty do działania! Jestem dość nieśmiała, w tym sensie, że rozmowa z nieznajomymi stanowi dla mnie duży stres i muszę się przełamywać, żeby do kogoś obcego się odezwać. Ale chcę to przemóc, bo wiem, że ucieka mi dużo.
Pamiętam jak przed balem absolutoryjnym w czerwcu przygotowywałam dla każdego z mojego roku takie upominkowe "laurki", na których pisałam parę słów od siebie co mi dała znajomość z nim, co w nim podziwiam, co będę wspominać itd. Miałam duży problem co napisać dobrej połowie ludzi, uświadomiłam sobie, że ich nie znam! Ale cóż, wiedziałam, że muszę coś napisać, nie ma wyjścia i zaczęłam przeglądać fejsbuki tych osób, jakieś stare zdjęcia itd. szukając informacji i skojarzeń. I wtedy uświadomiłam sobie, jak ciekawi to są ludzie, jak wiele przeżyli fajnych rzeczy o których nie miałam pojęcia, jak wiele mogli mi "dać" sobą. Jasne, nie ma opcji, żeby z każdym napotkanym człowiekiem nawiązać bliskie relacje, z każdym się zaprzyjaźnić itd. Ale cała ta historia uświadomiła mi jak bardzo ważni są ludzie w moim życiu, jak wiele mogę się nauczyć od nich. I choć kontakt z pewnymi osobami może się okazać stratą naszego czasu, to nigdy nie wiemy tego z góry. Zatem musimy spróbować, dać szansę. Choć od czerwca minęło sporo czasu, a ja nie bardzo wprowadziłam te myśli w życie, to dziś znów sobie o tym przypomniałam. I naprawdę tego chcę najbardziej: spotykać ludzi, poznawać i "wyciągać" z nich co najlepsze dla siebie (dziwnie to brzmi, ale wiecie o co chodzi!). Jak wspomniałam przed chwilą mam problem z odważnym i otwartym kontaktem z ludźmi, ale nad tym właśnie muszę i chcę pracować. Podsumowując dzisiejsze refleksje i postanowienia: z każdej chwili, z każdego dnia i z każdego człowieka wyciągać wszystko co najlepsze!
No więc przechodzę krótko do kwestii stroju. Dziś pokazuję się wam w tej nowej welurowej ołówkowej spódnicy. Pewnie na zdjęciach wyglądam w niej grubiej niż na żywo ze względu na zachowanie weluru przed aparatem, ale nie ma się co oszukiwać, że naprawdę jestem dużo szczuplejsza niż widzicie. Ale tak czy tak, przekonałam się do tej spódnicy i czuję się w niej bardzo kobieco. Eksploatuję na razie cały czas ten czerwony sweterek, jego kolor jest doskonały. Na paznokciach mam mój ulubiony kolor (zaraz po czarnym, czerwonym i fioletowym), uważam, że fajnie gra z kolorystyką stroju. Żeby było ciekawiej dodałam turkusowego motyla na palec, który pozornie nie pasuje, a moim zdaniem pasuje rewelacyjnie. Botki na koturnie eksploatowałam w zeszłym roku bez umiaru. I ostatnia rzecz, zdjęcie samego popiersia zrobiłam zanim rozpuściłam warkoczyki, w których spałam celem otrzymania loków. Z niewiadomych przyczyn otrzymałam pudla :O, więc do szkoły poszłam w bocznej kitce. I tyle, do usłyszenia! :)
Spódnica - H&M %
Bluzka - sh
Sweterek - sh
Buty - Deichmann
Pasek - sh
Pierścień - New Yorker
Płaszcz, czapa, szal, torebka identycznie jak w poprzednim poście.